Miałam rację, dzisiaj Ashton Fletcher Irwin obchodzi swoje dwudzieste urodziny. A i przy okazji dowiedziałam się, jak ma na drugie imię. Flether... Takie słodkie. Zaśmiałam się sama do siebie, bo poczym szybko przebrałam, zrobiłam codzienny makijaż, ubrałam te nieszczęsne bransoletki, ułożyłam jakoś moje włosy i bez chwili zastanowienia cicho wyszłam z pokoju, kierując sie do pokoju dzisiejszego solenizanta.
- Wszystkiego najlepszego Ashton! - krzyknełam wchodząc do jego pokoju, bez wcześniejszego pukania czy czegoś w tym stylu. Najwyraźniej obudziłam Irwina, ale po jego minie wywnioskowałam, że był mocno zaskoczony. Pozytywnie, oczywiście.
Było mi trochę głupio, gdyż nie miałam dla niego żandego prezentu, ale jedynym wyjaśnieniem było to, że nawet nie miałam jak go nabyć.
Ashton szybko się podniósł, zmieniając pozycję na siedzącą, poprawił swoje włosy i się zaśmiał. Widziałam, że się ucieszył, a to chyba było najważniejsze. Z szerokim uśmiechem na twarzy usiadłam obok niego.
- Ashton Fletcher Irwin, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! - mówiłam zadowolona, na co chłopak bez wahania mnie przytulił. - Mam nadzieję, żw twoje marzenia się spełnią... - dodałam już znacznie ciszej z nadzieją, że już tego nie usłyszy. A jednak. Kiwnął głową i odsunął sie troche ode mnie.
- Ja też mam taką nadzieję. - powiedział lekko uśmiechnięty. - A i dziękuje za te miłą niespodziankę, nie mam pojęcia, skąd o tym wiedziałaś, ale ogromnie mnie zaskoczyłaś. - Oczywiście kochany Fletcher musiał dowiedzieć się, skąd o tym wiedziałam, więc mniej więcej mu to wyjaśniłam.
Po jakimś czasie opuściłam pokój Asha i wróciłam do siebie. Sprawdziłam swój telefon, na którym zobaczyłam wiadomość od Rikera, który - jak się okazało - o wszystkim się dowiedział, napisał mi coś o tym, że zadzwoni do mnie, kiedy tylko znajdzie trochę czasu. On zawsze był dla mnie, jak starszy brat, więc ucieszyłam się, że o tym wie, chociaż z drugiej strony wolałam, aby spokojnie spędził wakacje ze swoją dziewczyną, bo wiedziałam, że od teraz na pewno będzie się przejmował mną i Loganem. Dosyć szybko znalazł ten czas, bo po prawie dwudziestu minutach do mnie zadzwonił.
Przegadaliśmy jakoś kilka godzin, przerywając na jedynie kilkanaście minut, kiedy to musiałam zejść na obiad. Naprawdę cieszyłam się, że zadzwonił, przynajmniej miałam z kim pogadać, bo Ashton nie wiedział o wszystkich rzeczach, które działy się w mojej rodzinie, a Riker wiedział doskonale i wiedział, jak mnie pocieszyć. Doceniałam to, że Ash także się starał, był dla mnie ważny, można powiedzieć, że zaczełam traktować go jak przyjaciela i kimkolwiek ja dla niego byłam, od dla mnie był jak starszy, troszczący się brat. I szczerze? Chciałam wrócić do domu, ale nie chciałam tracić Ashtona, co w końcu by nastąpiło. Poza tym Luke, Michael i Calum byli dla mnie kolegami, z którymi spokojnie mogłam się pośmiać. Takich znajomych nie miałam u siebie. To znaczy miałam, ale oni nie byli tacy, jak oni... Wyjątkowi? A na pewno wspaniali. Tak samo nie wiedziałam, kim ja dla nich jestem, ale oni byli dla mnie kimś ważnym. Ash był jak brat, a Luke... Chyba sama nie wiedziałam, kim dla mnie był. Na pewno nie zwykłym kolegom. Zresztą to przecież bez znaczenia, bo dla niego jestem pewnie tylko przyjaciółką Ashtona. Tak samo Michael i Calum...
Riker musiał wracać do Claudii, więc zakończylismy rozmowę, która trwała już całkiem długo, rozumiałam to, w końcu nie powinien zaniedbywać swojej dziewczyny dla mnie, bo my będziemy mieli jeszcze dużo czasu, jak w końcu wrócę.
Pod wieczór chciałam zejść do Logana, bo od jakiegoś czasu bawił sie na dole. Kiedy byłam już na parterze usłyszałam głosy Ashtona i jego mamy, spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stali. Po dosłownie którtkiej chwili Annie lekko uśmiechnięta odeszła od syna, wymijając mnie. Schowałam dłonie do tylnych kieszeni spodni i podeszłam do chłopaka.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - uśmiechnełam się, na co Ash szeroko odwzajemnił uśmiech.
- Dziękuje, dziękuje. - kiwnął głową.
- Nie spędzasz ich z chłopakami? - to lekko mnie zdziwiło, że nigdzie nie wychodził, ani oni nie przyszli tu, ale szybko zaczełam domyślać się, że właśnie wychodził.
- Za jakieś dwie minuty wychodzę. - zaśmiał się, a ja już któryś raz zrobiłam z siebie przed nim idiotkę. No super.
- A tak... - zaśmiałam się nerwowo.
- Planujemy z chłopakami iść do jakiś klubów, wiesz napić się i tak dalej... Może chcesz iść z nami? - zaproponował miło. Szczerze? Chciałam się zgodzić, ale byłoby mi głupio, przecież ledwo ich znam, a sami pewnie będą się lepiej bawić.
- Nie, nie... - pokręciłam sprzecznie głową. - Chyba lepiej będziecie bawić się beze mnie. - mówiłam uśmiechnięta. - Ale dzięki za propozycję.
- No jak tam wolisz... Ale i tak kiedyś musimy się razem napić. - zaśmiał się, na co także lekko rozbawiona przytaknełam. Później pożegnałam się z Ashtonem i wyszedł. Poszłam do Logana, ale siedzenie z nim okazało się być naprawdę nudne, poza tym panią Annie odwiedziła znajoma z synem mniej więcej w wieku Logana, więc już wolałam wrócić do swojego pokoju i tam się ponudzić.
Większoś dnia spędziłam w swoim pokoju, Logan w między czasie bawił się spokojnie w salonie ze swoim nowym kolegą. Nie miałam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że Logan miał się z kim bawić, a nie robił tego sam.
Grubo po dwudziestej pierwszej postanowiłam iść po brata, aby poszedł spać. Niby bawił się z drugim chłopcem, ale on ma pięć lat, więc to najwyższy czas. Cicho zeszłam na dół, jednak nie weszłam do salonu. Zatrzymałam się za ścianą zaraz obok drzwi. Nie podsłuchiwałam, ale usłyszałam fragment rozmowy pani Irwin ze znajomą. Nie ukrywam, że zdziwiłam się jej słowami, otóż rozmawiały o mnie i Loganie, a w szczególności o mnie. A mianowicie mówiła, że mnie tutaj nie chce. Logan może zostać, bo jej nie wadzi, ale większy problem ma ze mną. Nie polubiła mnie, na pewno nie. Wspomniała, że myśli nad całkowitym zrezygnowaniem już teraz, aby się nas pozbyć. Później jeszcze rozmawiały na temat mojej rodziny, jakby chociaż kogoś z niej trochę znały... Zrobiły z mojej mamy jakiegoś jebanego alkoholika, z babci chyba też, Logan to aniołek, a ja jestem dziwką... Słowa pani Irwin mnie zabolały, praktycznie nic o mnie nie wiedziała, a już miała wyrobione zdanie. Szkoda. Miałam nadzieję, że Ashton tak nie myśli, wtedy już w ogóle straciłabym jakikolwiek podód, dla którego jeszcze mogę się tutaj uśmiechać i jako tako dobrze czuć. Ale wątpiłam, aby on także uważał mnie za dziwkę, jest inny od swojej matki, poza tym zauważyłam, że niezbyt dobrze się dogadują.
Mimowolnie łza spłyneła po moim policzku, to chyba na te słowa o mojej rodzinie. Byłam przyzwyczajona do tego, jak o mnie mówią, ale niecierpiałam, kiedy mówili coś złego na moją rodzinę, choć tego też się już wystarczająco dużo nasłuchałam. Za dużo. Otarłam tę głupią łzę, wziełam głęboki oddech i stanełam w drzwiach salonu, wołając brata. Logan oczywiście musiał pożegnać się z Rocky'm, bo jak się dowiedziałam, tak nazywał się jego nowy kolega.
Przed wyjściem uśmiechnięta Annie jeszcze mnie o coś zapytała, na co tylko przytakiwalam z uśmiechem. Obydwie obdarzyłyśmy siebie nawzajem sztucznym uśmiechem, a kiedy skończyła ten bezcelowy wywiad opuściłam pomieszczenie i poszłam z bratem do góry.
Po około godzinie młody w poszedł już spać. Ja, jako iż nie miałam nic szczególnego do roboty poszłam spać może godzinę po nim.
Tak zakończył się ten dzień.. Tak, 'ten'. Postanowiłam, że nie będe myślała, który to już dzień minął, nie dlatego, że nie chciałam liczyć czy coś, po prostu nie chciałam zawieźć się, kiedy dojdę do setnego...
W nocy, choć to chyba było już wczesne rano obudziły mnie wibrację mojego telefonu. Ktoś dzwonił, więc spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Ashton. Szybko odebrałam, chociaż nie miałam pojęcia, po co może dzwonić do mnie o tej godzinie. Jednak zamiast głosu Ashtona usłyszałam inny.
- Otworzysz drzwi do domu? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie, Luke tak, to na pewno był Luke.
- Co? - zapytałam zaspana.
- Wszystko wyjaśnię, jak otworzysz drzwi. I błagam pospiesz się. - w tym momencie pomyślałam, że mogło coś się stać Ashtonowi, więc szybko się rozłączyłam i jak najciszej zeszłam na dół. Spojrzałam przez wizjer, albo jakkolwiek inaczej się to nazywa i ujrzałam Luke'a, a z nim... Za nim... Na nim... No po prostu zobaczyłam, że podtrzymuje Asha, bo ten ledwo stał na nogach, bez wahania otworzyłam drzwi, po czym chłopcy weszli do środka.
- Co mu się stało? - zapytałam przejęta i podeszłam do nich.
- Powiedzmy, że wypił trochę za dużo. - odpowiedział Hemmings, spojrzałam na Ashtona, nie wyglądał zbyt dobrze.
- A teraz pomożesz wynieść mi go do góry? Wiesz... Swoje waży. - uśmiechnął się lekko, kiwnełam chętnie głową i razem zaprowadziliśmy go do jego pokoju. Musiał być mocno nawalony, skoro ledwo stał na nogach. Kiedy weszliśmy do środka zamknełam drzwi od pokoju.
- Jednego nie rozumiem... - podeszłam do Hemmingsa, który układał przyjaciela na łóżku.
- O co chodzi? - spojrzał na mnie.
- Jeśli sam ledwo z nim szedłeś, dlaczego Michael czy Calum ci nie pomogli? - zapytałam, na co Hemmings się zaśmiał.
- Proszę cię... Calum prowadził Michael'a... Z dwojga złego wybrałem Luke'a, bo wiedziałem, że on nie wypił aż tyle, co Mike.- wyjaśnił i uśmiechnął się lekko.
- No jasne... A ty nie piłeś? - uniosłam lekko brew.
- Nie mówię, że nie, ale... Ja jeszcze się jakoś trzymam. Mam mocną głowę. - odpowiedział dumnie.
- No jasne... - uśmiechnełam się. - Czyli, że on ma słabą głowę?
- Ash? Co to to nie, ale... Wypił naprawdę o wiele za dużo. - wzruszył ramionami.
- Dobra, już nie wnikam. - zacisnęłam wargi w cienką linie.
- To ja będe się zbierał, jutro pogadamy, dobrze? - zaproponował z uśmiechem, chciał mnie wyminąć, ale ja zrobiłam krok w jego stronę, zagradzając mu przejście.
- Może jednak będzie lepiej, jeśli z nim zostaniesz? Poza tym po ostatniej akcji nie chcę, aby znowu cię spisali... Wtedy było po dziesiątej, teraz po czwartej, do tego jesteś pijany. Lepiej, jeśli z nim zostaniesz. - przekonywałam z uśmiechem.
- Przecież nic mi się nie stanie. - zaprotestował, chcąc mnie wyminąć. Teraz wiedziałam, że pan Hemmings także jest pijany.
- Hola hola, zostajesz tutaj. - powiedziałam stanowczo, a on spojrzał na mnie.
- Serio? - uniósł pytająco obie brwi.
- Serio serio, Lukey. - uśmiechnełam się szeroko. - Zostajesz z nim.
- Nie, nie... Wracam do domu. - oznajmił i podszedł do drzwi, jednak szybko stanełam przed nim i lekko oparłam dłonie na jego torsie.
- Luke proszę nie... Lepiej, jeśli tutaj zostaniesz... Coś może ci się stać, nie chcę, żeby tak było, tym bardziej, jeśli możesz zostać tutaj z Ashem. - spojrzałam w jego oczy. Już nie odpowiedział, tylko kiwnął grzecznie głową i zrobił kilka kroków do tyłu.
- Wygrałaś. - wzruszył ramionami i podszedł do łóżka.
- Podziękujesz mi jutro... - wymamrotałam cicho. - Dobranoc, Luke. - uśmiechnełam się lekko, co Hemmings odwzajemnił i odpowiedział to samo.
Wyszłam z pokoju Ashtona i wróciłam do siebie. Uśmiechnełam się lekko myśląc o tym, co właśnie się stało. Pijany Ashton... Jakoś nie osądzałam go o to, że może doprowadzić się do takiego stanu. Położyłam się na łóżku obok Logana, zamknełam oczy i po dłuższym czasie w końcu zasnełam i spałam spokojnie aż do ósmej... Chociaż nie, to było przed ósmą, kiedy Logan mnie obudził.
- Człowieku, daj mi spać. - mruknełam. Wiedziałam, że to byłoby zbyt piękne, gdyby tak samo, jak wczoraj cicho wyszedł z pokoju i dał mi spać.
- Wstawaj! - krzyknął rozbawiony Logan.
- Idź na dół, do pani Annie, z nią się pobaw. - odpowiedziałam niechętnie.
- Nie ma pani Annie. - oznajmił. Nie ma jej? Zostawiła nas samych? A nie, przecież jest Ashton... I Luke, chwila, oni już nie śpą?
- No to pewnie jest Ashton, idź do niego. - odwróciłam twarz na poduszkę i wskazałam bratu drzwi.
- Ashton śpi. - rany, czy ten dzieciak był już w każdym kącie tego domu?
- Dobra, wygrałeś... - podniosłam się leniwie z łóżka. Najpierw poszłam cicho się przebrać i zrobić makijaż, a później przez prawie dwie godziny zajmowałam się bratem w pokoju.
Koło godziny dziesiątej zadzwonił mój telefon. To była pani Annie, nie wnikałam, skąd ma mój numer, ale oznajmiła mi, że dzisiaj wcześnie musiała wyjść i nie wie, kiedy wróci. Chodzi o młodszego brata Ashtona. Jeśli chodzi o śniadanie, to albo ja mam zrobić je sobie i Loganowi, albo mam obudzić Ashtona, a co do obiadu, to zrobi go Ashton. Oczywiście zgodziłam się na taki układ. Oh, przy okazji dowiedziałam się, że Ash ma jeszcze brata.
Przed godziną jedenastą zeszłam z bratem na dół, Ashton i Luke najwyraźniej jeszcze spali, bo w domu panowała kompletna cisza. Zgodnie ze słowami Annie zrobiłam Loganowi jakieś śniadanie, sama sobie je oszczędziłam, jakoś nie byłam głodna.
Logan od razu przeszedł do salonu, a jako, iż nie było w nim mamy Ashtona postanowiłam zostać tutaj z nim. Jakoś nie chciałam być z nią w jednym pomieszczeniu, nie po tym, co wczoraj usłyszałam.
Jakoś przed godziną dwunastą usłyszałam, że ktoś schodzi z góry. Mogłam tylko strzelać, że to Luke. W porówaniu do Ashtona on był jeszcze w miarę trzeźwy... To znaczy był w stanie sam iść i jeszcze prowadzić Asha. Nie myliłam się, to był Hemmings. Musiał nas nie zauważyć, bo już w miarę go poznałam i wiedziałam, że nie przeszedłby obojętnie. Wszedł do kuchni, a następnie nachylił się nad lodówką, którą najpierw otworzył. Chwilę w niej pogrzebał, a następnie coś z niej wyciągnął i zamykając nogą lodówkę zaczął jeść.
Po udanym posiłku wyciągnął czystą szklankę ze zmywarki i nalał do niej zwykłej wody, a następnie wyszedł z kuchni. Tym razem zatrzymał się w drzwiach od salonu.
- Ooo, Victoria. Widzę, że już nie śpisz. - uśmiechnął się szeroko, robiąc kilka kroków w moją stronę, słysząc jego głos spojrzałam na niego.
- Ty też. Gdzie druga śpiąca królewna? - zaśmiałam się, unosząc pytająco brew.
- Śpi sobie spokojnie. - odpowiedział szeroko uśmiechnięty. - Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zaniosę Ashowi wodę, a później tutaj wrócę? Nudzi mi się w jego pokoju.
- No pewnie, zanieś mu ją i wracaj tu do nas. - uśmiechnełam sie, na co chłopak przytaknął i poszedł do góry. Westchnełam cicho i do czasu powrotu Luke'a, patrzyłam, jak Logan się bawi. Oczywiście cały czas miał przy sobie pluszowego pingwina od Hemmingsa, który po kilku minutach wrócił.
- Wróciłem. - rzucił wesoło, wchodząc do salonu. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jeszcze przed momentem jego grzywka opadała spokojnie na jego czoło, a teraz już jest jak zwykle - włosy są ułożone do góry. - Gdzie Annie? - zapytał zajmując spokojnie miejsce obok mnie.
- Coś tam z bratem Ashtona. - odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok, przypomniała mi się jej wczorajsza rozmowa. Chyba na długo utwki w mojej pamięci.
- Coś się stało? - spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.
- Nic. - mruknełam szybko.
- Hej... Co jest? - przypysunął się i spojrzał na mnie.
- Nic, tylko... - zaciełam się. Chyba trochę głupio będzie mówić o matce jego najlepszego przyjaciela?
- Posłuchaj... Może i nie znamy się długo, ale mnie możesz zaufać, możesz powiedzieć wszystko, umiem dochować tajemnicy, naprawdę. - uśmiechnął się lekko, kiedy podniosłam swój wzrok i spojrzałam na niego.
- Wczoraj... Usłyszałam, jak mama Ashtona mówiła swojej znajomej o mnie... Zasugerowała, chociaż nawet nie... Oznajmiła jej, że moja rodzina to rodzina jakiś jebanych alkoholików, że w rodzinie mam jakąś patologię, a ja to skończona dziwka. I że chciałaby się nas pozbyć. Jak najszybciej, głównie ze względu na mnie... - wyjaśniłam, a w między czasie do moich oczu napłyneły łzy.
- Cóż... Nie wiem, jaka jest twoja rodzina...
- Ona też nie wie, a tak mówi... - przerwałam mu - Nie zna ich... Nie zna mnie, więc nie ma prawa nas oceniać, prawda jest taka, że moja rodzina jest normalna... Może czasem brakuje nam pieniędzy, bo mama nie pracuje i może czasem coś wypije, ale to przecież nie czyni jej takiej... z moich oczu mimowolnie zaczeły płynąć łzy. Nie wiem, chyba zaufałam mu już na tyle, że mogłam to powiedzieć. Chłopak uważnie mnie wysłuchał i przytulił. Zapłakana, mocno wtuliłam się w jego tors. - A ja nie jestem dziwką. Po prostu... - dodałam coraz ciszej.
- Jak mówiłem... Nie wiem, jaka jest twoja rodzina, ale wierzę, że jest tak, jak mówisz. - odsunełam się lekko od niego i spojrzałam w oczy. - Nie powinna tak o nich mówić. A ty nie jesteś dziwką, widzę, że jesteś wspaniałą dziewczyną, która po prostu nie miała szczęścia i była w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Sam Ashton powiedział, że naprawdę mu przykro, że musisz marnować się tutaj i nie możesz wrócić, widywać się ze znajomymi. Zapamiętaj, że jesteś świetną dziewczyną i mówię tak, bo zdążyłem cię już poznać. - oznajmił z delikatnym, a wręcz niewidocznym uśmiechem. Sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko ponownie go przytuliłam.
Mam nadzieję, że wiedział, że jest dla mnie cholernie ważny i teraz okropnie trudno byłoby mi się z nim rozstać, a zapewne nie miałabym z nim kontaktu. Poważniej zaczełam zastanawiać się, czy chciałabym wracać. Cóż... Chyba tylko dla Rikera.
Odsunęłam się od Luke'a, słysząc głośny śmiech Logana. Szybko otarłam swoje łzy, nie dbałam o to, że w tym momencie byłam rozmazana. Mój i Hemmingsa wzrok padł na mojego młodszego brata, który śmiał się chyba sam z siebie.
- Widzę, że młodemu spodobał się pingwin. - uśmiechnął się Luke, patrząc na Logana.
- Oj bardzo. Śpi z nim, cały czas się z nim bawi, a nawet jeśli znajdzie sobie co innego do zabawy, pingwin leży obok niego. - odpowiedziałam z uśmiechem, który szybko pojawił się na mojej twarzy.
________________________________
A więc takim oto sposobem ukazałam szczyt mojego lenistwa, gdyż rozdział miałam w planach dodać dwa dni temu, ale kompletnie mi się nie chciało xD Ale to ostatni rozdział w te wakacje [*] Kolejny będzie chyba w połowie września, jeśli w ogóle. Z góry przepraszam za błędy, ale czytając to samo X razy niektórych już nie zauważę. Dzięki za zrozumienie i proszę i komentarze ze szczerymi opiniami xx
- Cat.
Jeeeej *_* Po pierwsze: ten początek z urodzinami był słodki c: a później ten nawalony Ash, to było boskie, haa :D Rozdział od początku do końca był cydowny, no i oczywiście teen moment z Luke'm :3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, którego już nie mogę się doczekać, pisz, pisz kochana :3
- MMaia (z anonima, taa ;-;) <3