piątek, 25 lipca 2014

- 0 0 1 -


Państwo z opieki społecznej byli nawet mili, może poza tym, że co jakiś czas próbowali zrobić z mojej matki jakiegoś zaniedbującego mnie i Logana alkoholika. Ale chyba nie wypadało mi nic powiedzieć, poza tym wtedy nie myślałam normalnie.

Zanim weszłam do wnętrza domu jeszcze raz otarłam swoje łzy. Mocno trzymałam dłoń brata, który też wyraźnie się bał. Wziełam głeboki oddech i weszłam do budynku. Tam przywitał mnie ciepły wzrok pani domu. Razem przeszliśmy do, jak się domyśliłam salonu.

Pan Lynch, z opieki społecznej usiadł z moją przyszłą opiekunką przy stole, spisywali jakieś papiery, a wtedy ja wyszłam z Loganem na taras. Był ogromny, to trzeba przyznać. Po krótkiej chwili podeszła do mnie pani Horner, ta druga z opieki. Spojrzałam na nią zapłakanymi oczami z nadzieją, że powie coś pocieszającego.

- Nie płacz, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Twoja mama po prostu musi dostać jakąś nauczkę... Niedługo wrócicie. - dużo pocieszyła. Wiedziałam, że mówi tak tylko dlatego, że nie może nic mi powiedzieć w prost. Tylko jej przytaknełam, nic nie mówiłam. Horner wróciła do reszty, żeby omówić jakieś szczegóły.

Mocno trzymałam swoją komórkę w ręce, patrzac, jak Logan spogląda, co jest za parkanem tarasu. Dalej w to wszystko nie wierzyłam. Przecież tyle razy była już taka sytuacja w domu, ale jeszcze nigdy nie było tam policji, dlaczego akurat tym razem...

- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą męski głos, i nie był to Lynch. Odwróciłam się i przed sobą ujrzałam wysokiego, przystojengo młodego mężczyznę o hipnotyzujących, bursztynowych oczach.

- Nie. - odpowiedziałam szorstko. Bo tak było. Wiem, że pewnie chciał być miły, dlatego już po chwili zaczełam zastanawiać się, czy nie powiedziałam tego zbyt ostro, czy coś... Później odwróciłam się z powrotem do brata i usłyszałam ciche 'no jasne', wypowiedziane z ust chłopaka. Westchnełam cicho, on chyba też, po czym podszedł do Logana.

- Cześć. - powiedział wesoło. - Jestem Ash, a ty? - zapytał miło, tak, teraz byłam już pewna, że ja odpowiedziałam mu zbyt ostro, podczas, kiedy on chciał być miły.

- Logan. - odpowiedział szybko mój braciszek. On chyba w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, co tu się dzieje, bo już się uśmiechnął. Ale dla niego to lepiej. Ash po chwili wrócił do salonu, a ja usłyszałam głos Lynch'a. Od razu wróciłam do nich.

- Więc Victoria... My będziemy wracać, a ty i Logan tutaj zostaniecie. Jutro pojedziesz razem z panią Annie po swoje rzeczy, które twoja mama zadeklarowała się przynieść nam wasze rzeczy do ośrodka. - oznajmił miło... Próbował być miły, jakoś go nie polubiłam.

- A co z Loganem? - zapytałam.

- On zostanie z moim synem, Ashtonem. - odpowiedziała uśmiechnięta pani Annie.

- On tutaj nie zostanie. - powiedziałam stanowczo. Co, jak co, ale on tutaj na pewno sam nie zostanie. Tym bardziej nie z tym chłopakiem.

- No przecież go nie zjem. - mruknął chłopak. Po raz kolejny głupio się przed nim poczułam.

- Nie martw się, znamy Ashtona, zaraz po pani Annie on jest będzie najlepszym opiekunem dla twojego brata. - próbowała uspokoić mnie pani Horner. Coś słabo jej to wyszło.
Państwo z opieki pożegnali się z Ashem i jego mamą, a następnie wyszli. Zaraz potem obydwoje przeszli do kuchni, która niemalże graniczyła z salonem, a ja usiadłam na jakimś fotelu w salonie. Logan w między czasie zaczął się czymś bawić.
Po jakimś czasie panie Annie zawołała mnie do kuchni, do nich. Widząc, jak Logan spokojnie się bawi, poszłam do tej kuchni i niepewnie usiadłam na przeciwko matki z synem.

- Posluchaj... Wiemy, że to jest dla ciebie coś nowego i na pewno strasznego, ale my tutaj naprawdę chcemy ci pomóc. - oznajmiła starsza kobieta. Dobra, wiedziałam, że tak wszyscy chcą pomóc, ale dlaczego dziś zareagowali, ale kiedy rodzina wzywała policję w sprawie Rossa nigdy nic nie zrobili?

Przytaknełam.

- A jeśli nie chcesz, żeby Logan zostawał jutro z Ashtonem może zostać ze mną, a ty pojedziesz z Ashem. - zaproponowała lekko uśmiechnięta.

- Czy on po prostu nie może jechać ze mną? - zapytałam z nadzieją,

- Niestety nie. - no jasne. Westchnełam cicho i spuściłam wzrok.

- Ale bądź spokojna. Przecież nic mu nie zrobię, mamy wam pomóc, a nie straszyć. - oznajmił z lekka ironicznie. Dziwił mi się? Jestem tutaj z bratem od może godziny, a już chcą, abym go z nimi zostawiła? Jasne, już lecę.

- Nie o to chodzi... Po prostu was nie znam, Logan to samo, więc może się bać sam tutaj zostać. - mogliby się też postawić w mojej sytuacji. Westchnełam ciężko i spuściłam wzrok.

- Ja was rozumiem, ale przez jakiś czas tutaj zostaniecie i obydwoje musicie się przyzwyczaić, że czasem również będziecie zostawać z Ashtonem, czasem sam Logan z nim zostanie. Musicie po prostu się do tego przyzwyczaić. - mówiła spokojnie. Ona naprawdę myślała, że od razu im od tak zaufam? Że wszystko będzie od razu pięknie i kolorowo? Poza tym o czym ona mówi? Myślałam, że jutro wrócę do domu...

- Dobra... - funkełam. - Ale jak mam jechać z Ashem? Myślałam, że to musi być ktoś pełnoletni... - spojrzałam niepewnie na chłopaka.

- Mam dwadzieścia lat. - dobra, więc ja się już nie odzywam. Czyli poraz trzeci zrobiłam z siebie idiotkę, dobra. Ale to nie moja wina, on nie wygląda na dwadzieścia lat.

Nasza rozmowa jeszcze jakoś się ciągneła, wyszło na to, że Logan zostanie z tym Ashtonem. Chłopak wydawał się być w porządku, jednak specjalnie mu nie zaufałam, jego matce też nie specjalnie.

Później dowiedziałam się, że Ashton ma jeszcze młodszą, dwunastoletnią siostrę, ale póki co jej nie spotkam, bo są wakacje, a ona większość czasu spędza na obozach. Fajnie tak, ja nigdy w życiu na czymś takim nie byłam, a zawsze chciałam. Po chwili wróciłam do salonu. Tak minął prawie cały nasz dzień. W między czasie Logan pytał, kiedy wrócimy do domu, marudził, że chce wrócić do mamy... Co miałam mu powiedzieć? Mówiłam, że już niedługo, że na razie będziemy tutaj. Ja rozumiałam, pięcioletni chłopiec nie koniecznie.

Koło godziny 20 postanowiłam położyć Logana spać, zwykle chodził spać trochę później, ale wiedziałam, że jest już zmęczony. Pani Irwin wskazała mi pokój, w którym miałam mieszkać ja i Logie. Hmm, w domu było chyba z pięć pokoi, a nam trafił się pokój niedaleko jej pokoju i jak się domyśliłam - pokoju Ashtona. Nie narzekałam, w domu nie dość, że miałam pokój z Loganem, to jeszcze był znacznie mniejszy.

Nie mineła 21, kiedy młody już spał. Ja też nie miała co z sobą zrobić, więc położyłam się obok brata z komórką w ręce i podłączyłam się do pierwszego, lepszego wolnego wifi. Sprawdziłam tylko kilka stron, a później zaczełam czytać moje stare rozmowy. Najwięcej sms'ów bezwzględnie wypisałam z moim kuzynem, Rikerem. On jest wspaniały. W prawdzie jest ode mnie cztery lata starszy, czyli jest w wieku Ashtona.

Riker bardzo się zmienił, kiedyś pił, palił, ćpał i często znikał z domu na kilka dni... A teraz się zmienił. Poznał Claudię i kompletnie się zmienił. Przestał ćpać, ogranicza palenie... Z piciem nie zamierza skończyć, ale to i tak ogromna zmiana. Teraz są razem i planują ślub, a do tego Claudia jest w ciąży. To takie słodkie.

Mimo to Riker zawsze znajdywał dla mnie czas, jest dla mnie, jak przyjaciel, jak brat. Jestem pewna, że kiedy dowie się, że tu jestem będzie dzwonił. Ja nic do niego o tym nie pisałam, bo aktualnie wyjechał z Claudią na wakacje, nie chce im ich zepsuć.


~~~


Dochodziła godzina ósma rano, a mój mały skarb oczywiście nie pozwalał mi dłużej pospać. On się nie wahał, jeśli wstał, to budził. Konkretne dziecko.

- Vic... Vic... - tymi oto słowami obudził mnie Logan. Chociaż dzisiaj i tak pospał, czasem budził mnie po szóstej.

- Człowieku, idź jeszcze spać... - wymamrotałam chowając głowę w poduszkę, ale on oczywiście nie dawał za wygraną i wlazł na mnie. Przez jakiś czas bawiłam się z nim, ale kiedy w pokoju zaczeło robić się nieco głośno od naszych śmiechów do pomieszczenia weszła pani Annie, która oznajmiła, żebyśmy zeszli na śniadanie, więc przebrałam się, Logan zrobił to samo i zeszliśmy na dół.

Po zakończeniu posiłku, który zjedliśmy sami, dosiadła się do nas pani Irwin.

- To co Logan, puścisz dzisiaj siostrę? - zapytała uśmiechnięta, na co brat tylko lekko przytaknął.

- Zostaniesz z Ashtonem, to nie potrwa długo. - chciałam go jakoś pocieszyć, a wtedy kobieta trochę dziwnie na mnie spojrzała. Odniosłam wrażenie, że niezbyt mnie polubiła.

- Właściwie Logan zostanie dziś ze mną, ty pojedziesz z Ashtonem. - jak powiedziała, tak było. Po kilkunastu minutach na dół zszedł także Ashton... Wyraźnie zaspany Ashton. Chyba nie był on w najlepszym humorze, albo po prostu nie lubi wstawać za wcześnie.

On też szybko coś zjadł i oznajmił mi, że możemy jechać. Uspokoiłam Logana i zapewniłam, że niedługo wrócę. Dalej nie rozumiałam, dlaczego nie mogłam wziąć go ze sobą, ale już w to nie wnikałam. Panią Annie też chyba polubił. Pożegnałam sie z bratem i razem z dwudziestolatkiem wyszłam z domu. Póki co, Ashton nie był zbyt rozmowny, więc bez słowa podeszłam do samochodu, a wtedy Ash uśmiechnął się.

- Jedziemy moim. - oznajmił miło i wskazał garaż. Westchnełam cicho i poszłam za nim. To, co zobaczyłam w danym pomieszczeniu zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Nie znałam się na samochodach, ale ten na pewno nie był byle czym, był takim z najwyższej półki. Preknręciłam głowę w lewą stronę, a następnie weszłam do samochodu.

W czasie jazdy panowała cisza, normalnie byłam nieśmiała, ale była sprawa, która mnie lekko ciekawiła, a wolałam zapytać jego, niż jego mamę.

- Będą u was jeszcze... Tacy jak ja i mój brat..? - zapytałam po chwili namysłu. Chłopak uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

- Już nie... - wzruszył ramionami.

- Już? - zaczełam nieco nerwowo bawić się bransoletkami, które miała w zwyczaju nosić przynajmniej po kilka na każdej ręce.

- Mama rezygnuje. Wy jesteście ostatni. Widzisz... Moja mama lubi pomagać innym, ale często wychodzi z domu, w efekcie czego ja musiałem zostawać z dziećmi, przez co zaniedbywałem zesp... Przyjaciół. - wyjaśnił. Kiwnełam głową na znak zrozumienia.

- Rozumiem.. - czyli to taki... Pomocny synek? Nie wygląda na takiego.

- Ale właśnie ma zamkar zrezygnować, ja chcę wprowadzić się z przyjaciółmi. Czekamy tylko aż Luke skończy osiemnaście lat. Ale to już kwestia dwóch tygodni. - uśmiechnął się. Wolałam oszczędzić sobie pytanie typu: po co na niego czekają? Przecież on może wprowadzić się do nich, jak już skończy. Tak, wolałam sobie to darować.

Po prawie dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce.

Razem z Ashtonem staneliśmy przed niewielkim budynkiem. Wziełam głeboki oddech i weszłam z nim do środka, tam poszło szybko. Odebraliśmy tylko walizkę pełną rzeczy moich i Logana, a następnie od razu stamtąd wyszliśmy.

- Zapomniałem... Muszę jeszcze o coś zapytać.. - oznajmił lekko uśmiechnięty, łapiąc się za kark.

- To się wróć, a ja tutaj na ciebie poczekam. - uśmiechnełam się lekko przegryzając dolną wagrę.

- Tylko nie uciekaj. - zaśmiał się. - Wracam dosłownie za chwilę. - oznajmił miło, puścił mi oczko i wszedł do budynku. Właściwie nawet nie przyszła mi do głowy żadna ucieczka, zresztą bez Logana, nigdzie ani rusz. Stałam chwilę w ciszy, nawet nie obracając się za siebie.

Ciszę przerwał kompletnie nieznajomy mi głos. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę.

- Fajne buty, chodźmy się jebać. - oznajmił pewnie siebie, o jasno-niebieskim kolorze włosów chłopak. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i zilustrowałam go wzrokiem. On tylko szeroko się uśmiechnął, jakby naprawde oczekiwał odpowiedzi czy czegoś. Miałam zamiar odpowiedzieć mu coś chamskiego, ale usłyszałam za sobą głos Ashtona.

- Michael! Cze... Eee... To wy się znacie? - zapytał zdziwiony patrząc na nas. Zarówno ja, jak i ten cały Michael byliśmy tym zdziwieni.

- Chyba właśnie się poznaliśmy.. - odparłam lekko speszona i spojrzałam na Irwina.

- Cóż... Dalej nie dostałem odpwiedzi. - powiedział unosząc dwukrotnie brwi. Ponownie odwróciłam się do już znajomego i jedyne, co zrobiłam to było pokazanie mu środkowego palca, a następnie ponownie zwróciłam się do Asha, który miał rozbawiony wyraz twarzy.

- O, widzę, że Clifford próbował cię poderwać? - zaśmiał się blondyn.

- Poważnie? Łał, fajny masz sposób... Któraś na to poleciała? - ponownie odwróciłam się do chłopaka. Tak, naprawdę oczekiwałam odpowiedzi, co naprawdę zaczynało być przerażające.

- Praktycznie każda. Chociaż głównie z tego powodu, że... To ja. Proszę cię, co druga na mnie leci. - kompleksów to on nie miał.

Jeszcze przez chwilę chłopcy rozmawiali. Nie wnikałam już, co mówią, ale chyba umówili się na jutro. Cóż.. Po za tym, że za skromny to on nie był, wydawał się być nawet w porządku, oczywiście nie lepszy niż Ashton. Po jakiś dziesięciu minutach chłopcy się pożegnali i mogliśmy wracać. Jednak przed rozstaniem się Clifford powiedział 'Do jutra', w moją stronę i dwukrotnie uniósł brwi, uśmiechając się przy tym szeroko. Ja tylko przewróciłam oczami, a kiedy był już dalej zaśmiałam się.

- Więc... Właśnie poznałaś mojego przyjaciela, Michael'a. - oznajmił lekko rozbawiony, na co ja lekko się zaśmiałam.

- Tak... Bardzo miło było go poznać. - to było ironiczne, ale czego się spodziewał? Pokręciłam głową, w ciszy doszliśmy do samochodu Ashtona.

- To z nim będziesz mieszkał? - byłam zwyczajnie ciekawa. A jako, iż pomyślałam, że może się jakoś dogadamy, przestałam się go... Wstydzić?

- Między innymi. Ale spokojnie, on jest świetny. Uwielbiam go! - odpowiedział wesołym tonem. Dobra, nie zaprzeczę, że to zabrzmiało dziwnie, ale jeśli to przyjaciele, hmm, może to i było normalne.

Później znowu jechaliśmy w ciszy, ale mnie i pewnie jemu również było trochę głupio, więc postanowiłam poruszyć jakiś temat. Znowu ja.

- "Fajne buty, chodźmy się jebać", serio? - nie, nie miałam pojęcia, o czym mogę z nim porozmawiać, więc zaczełam ten jakże świeży temat. Na moje słowa zaśmiałam się, Ash to samo.

- Witamy w kolorowym świecie Michael'a Clifford'a. - odpowiedział rozbawiony, mimo wszystko nadal był skupiony na drodze. Prawidłowo.

- I dlaczego on powiedział 'do jutra'? - spojrzałam na chłopaka z nadzieją, że szybko go nie spotkam. Nie przez ten dziwny tekst, po prostu. Tak wiem, jestem naprawdę miła.

- O, jutro miałem się spotkać między innymi z nim, ale mojej matce... Mamie coś wypadło i oni wbijają do mnie. - To jak się poprawił, 'matce... Mamie', dało mi trochę do myślenia.

- Woo hoo. Już nie mogę się doczekać...


~~~

A więc jest ten pierwszy rozdział :) Póki co praktycznie co noc dostaję magicznego przypływu weny i zaczynam pisać, więc myślę, że na drugi rozdział nie będziecie musieli długo czekać ;) Więc... Cóż, liczę na te magiczne i motywujące komentarze :'D Nigdy nie wiem, co tutaj pisać... Soo... Do napisania? :)


~ Cat.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Prolog.

Nigdy nie wyobrażałam sobie, jak wszystko można stracić w jednej chwili. Najpierw wszystko jest w porządku - jak zawsze. Później powtarza się koszmarna sytuacja, na końcu jednak powstaje coś nowego - zwykle kończy się na rozejściu się, ale nie tym razem.
W przeciągu kilku chwil można stracić wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół, a później nie wiesz, kiedy możesz to wszystko odzyskać.


Można stracić najbliższych, a dopiero później zaczynasz rozumieć swoje błędy i chcesz ich odzyskać, ale... To nie jest już takie proste i zaczynasz twierdzić, że bez nich wcale nie jest aż tak źle, ale mimo wszystko chcesz ich odzyskać, powoli, ale chcesz.


~~~


Dzień, jak codzień. Wyszłam z moją mamą na zakupy. Tego dnia naprawdę miała dobry humor, gdyż postanowiła kupować mi wszystko, o co tylko poproszę, cóż, takie coś nie zdarzało się często. Pomyślałam, że to będzie naprawdę udany dzień.
Po udanych zakupach moja mama musiała wrócić do babci, gdyż tam na czas zakupów zostawiłyśmy mojego młodszego, pięcioletniego brata - Logana. To świetny dzieciak, czasem to ja traktowałam go bardziej jak syna, niż moja mama. No cóż... Zaniedbywała nas. Czasem wracałam późno do domu lub robiłam byle awantury, aby zwróciła na mnie uwagę. Nie mówię o dzisiejszym dniu, bo dziś wszystko szło wyjątkowo dobrze. Pomyślałam, że w końcu los zaczyna się do mnie uśmiechać. Jednak ten uśmiech losu znowu zmienił się w smutną minę, gdy wróciłyśmy z mamą do babci.
Był tu już Ross... On jest właściwie moim wujkiem, ale ja nie traktuję go, jako rodzinę, nie chcę go w tej już wystarczająco chorej rodzinie.
Ja zabrałam Logana do pokoju, w którym była moja ukochana babcia, a mama poszła z Rossem i jego przyjacielem - Dylanem do drugiego pokoju.
Ross zaczął się 'rzucać'. Wszedł do pokoju, w którym byłam ja, on zaczął bić babcie... Był pijany, to było oczywiste. Na szczęście Dylan, jako iż był silniejszy, chciał go uspokoić, jednak Ross się zdenerwował i uderzył Dylana.
Mężczyźli zaczeli się być, zaczęła lać się krew.
Zaczełam cicho płakać, wziełam Dylana i usiadłam z nim na łózku, przy okazji tucąc do siebie. W końcu Ross przyszedł do pokoju, w którym była moja mama i zaczął ją bić, na szczęście pojawił się Dylan i spowrotem go odciągnął. Wtedy moja matka poszła do łazienki, ale ja poszłam za nią, zaczełam prosić, abyśmy stąd poszli, bo nie chcę, aby to znowu się stało i nie chcę, aby Logan na to patrzył. Jednak po chwili do łazienki wszedl Ross, był pijany, więc już chwiał się na nogach, wytargał mnie za włosy i krzyknąl 'ty kurwo, nie wtrącaj się', miałam ochotę mu coś zrobić, ale za bardzo się go bałam. Wtedy matka poszla do kuchni, gdzie byli wszyscy. Wzieła telefon i zaczeła grozić, że zadzwoni po policję. Już często tak mówiła, dlatego nikt nie twierdził, że to była prawda, a jednak była. Już często były tu takie sytuacje, ale po raz pierwszy naprawdę to zrobiła.
Po jakimś czasie policja przyjechała. Zapytali, kto i w jakiej sprawie dzwonił. Oczywiście moja mama zaczeła wszystko tłumaczyć, wtrącił się też Ross i zacząl mówić, że tu nic się nie dzieje, że nie mają czego szukać, a jednak matka zaczeła krzyczeć, że popchnął swoją matkę i ją prawie pobił.

Zaczeli wszystkich spisywać, a jeden z nich poszedl po alkomat. Zaczeli w niego dmuchać, matce, Rossowi i babci wyszł po kilk promili. Jeden policjant wziął mnie na klatkę i zapytał, czy mają jakąś bliską rodzinę, więc odpowiedziałam, że mają ciocię, do której po chwili podała numer. Zadzwoniłam i pwiedziałam jej, jaka jest sytuacja, więc ciocia powiedziała, że nie ma problemu, że moźe zaopiekować się mną i bratem.

Po krótkim czasie przyjechali państwo z opieki społeczniej, plus więcej policji. Stwierdzili, że ciocia to zbyt daleka rodzina, więc oznajmili mi, żebym spakowała Logana i razem pojedziemy do rodziny zastępczej. Zapytałam, czy na anstępny dzień wrócimy, a pani z opieki powiedziała, żebym się nie martwiła, bo to ma być tylko nauczka dla jej mamy. Wzieli moją matkę matke na przesluchanie, podobno po tym zalożyli jej kajdanki i wzieli na izbę wytrzeźwień. Wychodząc z domu obydwoje z Loganem płakaliśmy.
Policjant powiedział, ze to są właśnie te najgorsze momenty. Wtedy nic nie mówiłam, ale pomyślałam: 'Spadaj, mam ochotę kopnąć cię w dupę, żebyś spadł z tych schodów.' I tak znienawidziłam policji jeszcze bardziej, tak, to mówi szesnastoletnia Victoria, super. Idąc zapłakana z bratem widziałam znajomych, i bałam sie, że rozgadają to innym, to byłby koszmar. Sama nie wiedziałam, co się dzieje, a oni mogli powymyślać jeszcze gorsze historie.
Jadąc do tej całej rodziny zastępczej cały czas płakałam i pisała.
W końcu, po nawet niedługim czasie dojechaliśmy. Wchodząc do środka zobaczyłam starszą kobietę, która miala być od dziś naszą opiekunką. Na początku nie wiedziała,m, co o tym myśleć, co mysleć o niej. Byłam zwyczajnie przerażona.


~~~

A więc witam was z tym 'prologiem'. Za niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział, który oczywiście będzie dużo różnił się od tekstu powyżej. Chodzi mi o to, iż będą normalne dialogi, bardziej szczegółowe opisy i oczywiście będą dłuższe. I tak, w opowiadaniu będą chłopcy z 5 Seconds Of Summer :3 Więc liczę na komentarze z waszej strony i oczywiście mam nadzieję, że moje wypociny wam sie spodobały i będziecie chcieli czytać dalej :)

~ Cat.