Kolejny taki sam poranek, który powoli stawał się dla mnie czymś normalnym... Obudził mnie oczywiście kochany Logan, później zeszliśmy na śniadanie, a po skończonym posiłku wróciliśmy na górę. Loganowi to nie przeszkadzało, w domu zwykle bawił się sam, więc tutaj to też nie było problemem. Postanowiłam, że powinnam zadzwonić do matki... Nie rozmawiałam z nią od kiedy nas zabrali i nie ukrywałam, że to było dla mnie naprawdę ciężkie, to pozwalało mi powoli zrozumieć, że szybko do niej nie wrócimy. Kochana mamusia. Tęskniłam za nią, ale wiedziałam jaka jest i przeczówałam, że cieszyła się, że nie ma mnie i Logana, nikt jej nie przeszkadza...
Na moje szczęście Logan zszedł na dół, bo w pokoju zaczynał się już nudzić. Na szczęście, bo mogłam spokojnie zadzwonić do mamy. Trochę obawiałam się to zrobić, ale jednak postanowiłam zadzwonić.
Nasza rozmowa nie była długa... Kiedy już, za czwartym razem udało mi się do niej dodzwonić dowiedziałam się, że została wypuszczona do domu dzień po tym, jak zabrali mnie i Logana, a także, że była wczoraj u swojego brata i... Mama była po prostu pijana. Twierdziła, że nie, ale ja już umiałam odróżnić, kiedy jest pijana, a kiedy trzeźwa. Mogę spokojnie powiedzieć, że to lata praktyki.
Kiedy dowiedziałam się, że wczoraj mieli jakąś imprezę rodzinną miałam ochotę rzucić tą komórką, coś sobie zrobić... Uświadomiłam sobie, że matka ma nas w dupie... Ja i Logan jesteśmy w jakiejś zupełnie obcej rodzinie, u obcych osób, a ona zamiast robić wszystko, aby nas odzyskać bawi się w najlepsze. Czy naprawdę aż tak bardzo my ją nie obchodzimy..? Siebie jakoś przeżyję, bo mam już szesnaście lat, dobrze byłoby się usamodzielnić czy coś, ale nie pięcioletni Logan... Chociaż mogła pomyśleć o nim. Już wystrczy, że przez wieczne kłótnie z ojcem zniszczyła mi dzieciństwo, a teraz chce jeszcze zrobić to samo Loganowi. Czasem zastanawiałam się, czy naprawdę to jest jej syn... Ma naszą dwójkę w dupie, nic ją nie obchodzimy.
Otarłam swoje łzy, które w trakcie rozmowy zaczeły spływać po moich policzkach, później podeszłam do jednej z szafek i wyciągnełam z niej moją kosmetyczkę, a z niej cyrkiel. Tak, zwyczajny cyrkiel. Następnie ściągnełam z lewej ręki moje bransoletki i spojrzałam na moje rany na nadgarstku. Tak, ciełam się. Czasem po prostu czułam, że nie wytrzymam i często byłam bliska tego, żeby zrobić coś gorszego od tych ran, jednak nigdy się na to nie odważyłam. Te kilka bransoletek na moich rękach miały zakrywać te rany, udawało się to.
Trzymając w dłoni cyrkiel przeszłam z pokoju do łazienki, gdzie się zamknełam. Najpierw spojrzałam na swoje odbicie. Nie lubiłam swojego widoku. Poprawiłam swój makijaż, a następnie już bez zbędnych rozmyśleń przyłożyłam cyrkiel do nadgarstka, mocno zacisnełam powieki i zrobiłam to. Później powtórzyłam to jeszcze dwa razy, więc od razu przeniosłam nadgarstek nad umywalkę, aby krew spokojnie spływała tutaj, a nie na podłogę czy coś.
Kiedy przestałam krwawić opłukałam nadgarstek wodą, a następnie zakleiłam rany plastrem, który wziełam razem z cyrklem. Po skończonej 'akcji' zrobiłam za sobą porządek, aby nikt nie zorientował się, co działo się tutaj przed chwilą.
Wyszłam z łazienki, z cyrklem w dłoni, bez bransoletek, tylko z zaklejonym nadgarstkiem. Zdobiłam to tak 'jawnie', bo byłam pewna, że Ash jeszcze śpi, pani Annie jest na dole i jest z nią Logan. A jednak trochę się pomyliłam. Wychodząc z pomieszczenia przywitał mnie szeroki uśmiećh Ashtona. Pierwsze, co zrobiłam to schowałam dłonie za siebie.
- Dobrze, że już nie śpisz... Za jakąś godzinę wychodzmy. - oznajmił zadowolony i nie czekając na żadną reakcję z mojej strony zszedł na dół. Przez chwilę próbowałam zrozumieć, o co mu chodziło, ale po chwili przypomniałam sobie, że wczoraj zgodziłam się, aby iść z nim do studio, gdzie będą nagrywać coś z chłopakami.
Wracając do pokoju od razu ubrałam moje kochane bransoletki, które zakrywały jakiekolwiek ślady po moim cięciu się. Nie chciałam, aby Ashton je zobaczył, tym bardziej jego mama. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział. To była moja tajemnica, każdy ma taki sekret, o którym wie tylko on sam. Moim było właśnie to.
Po upływie tej godziny zdążyłam przestać myśleć o tym, co zrobiłam. Nie lubiłam o tym myśleć, bo sama nie byłam z siebie zadowolona, wiedziałam, że to złe.
Zeszłam na doł, gdzie był Logan, a zaraz po mnie ze swojego pokoju również wyszedł Ash. Poszłam do salonu, bo od rana siedział tutaj mój brat razem z panią Annie, chwilę z nim posiedziałam, a następnie powiedziałam, że wychodzę, na moje szczęście młody nie miał nic przeciwko. Później poszłam do kuchni, gdzie był Ashton.
- To idziemy? - zapytał z delikatnym uśmiechem, na co przytaknełam i przeszłam na korytarz, a zaraz po tym pojawił się przy mnie Irwin. - Coś się stało?
- Nie, nic. - odpowiedziałam szybko. Ashton spojrzał na mnie podejrzliwie, a następnie przytaknął i już bez słowa wyszliśmy z domu. Panowała cisza, która szybko dobiegła końca.
- Dobra... To o co chodzi? - wydawało mi się dziwne, że tak szybko odpuścił, dlatego to pytanie zbytnio mnie nie zdziwiło.
- Mówiłam już, że nic... - jakoś nie chciałam teraz mu o tym mówić.
- Przecież widzę, że coś się stało... - spojrzał na mnie. Wziełam głęboki oddech i jako, iż już go trochę poznałam wiedziałam, że łatwo nie odpuści.
- Zadzwoniłam dzisiaj do swojej mamy... - spuściłam wzrok.
- Rozumiem, że tęsknisz za domem, ale już niedługo wrócisz, jestem pewien. - tak, chciałabym być smutna właśnie z takiego powodu.
- Ale mi nie o to chodzi... - trochę niepewnie na niego spojrzałam.
- Więc o co? - dopytywał, jednak nie robił tego jakoś natrętnie.
- Ona była pijana... Wczoraj była u swojego brata, mieli tam jakąś imprezę, a matka bawiła się tam w najlepsze... - powiedziałam coraz ciszej.
- To na pewno była jakaś jednorazowa...
- Ashton, czy ty naprawdę tego nie rozumiesz!? - przerwałam mu. Nie chciałam teraz słuchać, jak to moja matka się stara i szybko wrócimy. Wiedziałam, że to kłamstwo. - Ona ma nas w dupie. Nie ma dzieci to może robić, co i kiedy chce. - powiedziałam, a po moich policzkach powoli zaczeły spływać pojedyncze łzy. Ashton uważnie wysłuchał każdego mojego słowa i kiedy skończyłam nie wahał się długo, aby mnie przytulić. Jakoś mu zaufałam, tylko dlatego mu o tym powiedziałam.
- To wasza mama, na pewno się o was martwi... Może tylko w taki sposób na chwilę zapomnieć o tym, że was nie ma, bo cały czas się o to obwiniała?- oznajmił miło Ash. W sumie tak o tym nie myślałam.
- Prawidłowo, że się obwinia, gdybyśmy wtedy poszli stamtąd, jak prosiłam nigdybyśmy tutaj nie trafili... - powiedziałam odsuwając się od Ashtona, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że Irwin jeszcze nie wie konkretnie, dlaczego tu jesteśmy.
Ashton nie chciał pytać o to, ale mimo wszystko postanowiłam mu powiedzieć, powiedzieć jak tutaj trafiliśmy, bo domyślałam się, że w tym momencie jego ciekawość go zżera. Jako, iż do studnio mieliśmy dobre dwadzieścia minut drogi powiedziałam o wszystkim Ashtonowi, co z uwagą wysłuchał i próbował mnie chyba jakoś pocieszyć.
Później przez chwilę trochę głupio się czułam idąc z nim. W końcu on już wiedział o tym, co się stało, czyli jakby po części poznał moją rodzinę. Teraz byliśmy jak taki ambitny i utalentowany chłopak, pochodzący z normalnej, szczęśliwej rodziny i ja, taka biedna dziewczynka z problemami, której ambijcje spłyneły razem z wódką, która przelewała się w jej domu. Jak słodko...
Na szczęście zmieniliśmy temat, powiedział mi o piosenkach, które będą dziś nagrywać, "Heartache On The Big Screen" i "The Only Reason", brzmią całkiem fajnie, do tego w końcu usłyszę głos Luke'a... I Ashtona, Caluma i Michaela oczywiście też. Ta...
Po upływie tych dwudziestu minut dotarliśmy pod duży budynek, przed którym spotkaliśmy Caluma, z którym weszliśmy do środka. W porówaniu do Ashtona, Michaela czy Luke'a Calum przy mnie był trochę małomówny, albo najzwyczajniej mnie nie polubił, też może być.
Kiedy już spotkaliśmy się z resztą, chłopakom trochę to zajęło, aż spoważnieli i byli gotowi do nagrywania. Oczywiście są tak poważni, że Calum z Michaelem musieli wyjść z pomieszczenia, kiedy Luke nagrywał, Ashton jakoś się ogarnął. Więc najpierw nagrali Clifford z Hood'em, później Ashton i na końcu Luke. Hemmings najpierw nagrał "Heartache On The Big Screen", a później "The Only Reason". Muszę przyznać, że o ile w tej pierwszej ogromnie spodobał mi się jego głos, to w drugiej mnie chyba zahipnotyzował.
Przy śpiewaniu zwrotki jakoś wpatrywałam się w niego z uśmiechem na twarzy. Kochał to. Widziałam, że naprawde kocha to co robi, że uwielbia muzykę i jest w tym świetny. W końcu przeszedł do śpiewania refrenu i w tym momencie spojrzał w moje oczy.
"When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason"
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy już przez resztę tej piosenki, nie wiem, co było w tej piosence, a raczej w Luke'u, że tak nie mogłam oderwać od niego swojego wzroku.
Kiedy piosenka dobiegła końca, Hemmings wyszedł z pomieszczenia zadowolony z udanej pracy, a ja podeszłam do niego i przytuliłam, twierdząc, że świetnie to zaśpiewał.
Po skończonych nagraniach razem z Irwinem i Hemmingsem opuściliśmy studio, postanowiliśmy, a raczej oni postanowili, bo ja nie miałam nic do gadania, że pójdziemy na jakąś pizzę czy coś, gdyż dochodzi już siedemnasta.
Czas płynął naprawdę szybko z chłopakami, ale to w sumie lepiej, bo im szybciej będą leciały tutaj dni, tym szybciej wrócimy do domu, a naprawdę tego chciałam. Tak, mimo, że zapewne będę tęskniła za tymi chłopakami, z dwojga złego wolę wrócić już do domu i jestem pewna, że Logan także. Jestem tutaj dopiero czwarty dzień, ale to dla mnie już trochę za długo. Szkoda tylko, że nie wiem, kiedy wrócimy.
Z Luke'm i Ashtonem mieliśmy nawet dosyć dużo tematów, mimo, że pochodziliśmy z 'dwóch różnych światów'. Luke nie miał nic przeciwko rozmawianiu z Ashtonem na swoje tematy przy mnie. Jak miło. Tak, to ironia.
Kiedy dochodziła godzina dwudziesta pierwsza Ashton nagle przypomniał sobie, że miał jeszcze coś załatwić. Nie mam pojęcia, czy zrobił to specjalnie czy naprawdę o czymś zapomniał, ale Hemmings się zgodził, aby mnie odprowadzić do domu, bo jego może długo zejść. Ash szybko nas opuścił, więc zostałam sama z blondynem.
- To co... Wracamy? - zaproponował po odejściu Irwina, na co przytaknełam i już bez słowa ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. Jakoś nie wiedziałam, co powiedzieć, nie miałam pojęcia jak przerwać tę cisze.
- Więc... Bardzo nudziłaś się dzisiaj z nami w studio? - zapytał uśmiechnięty.
- Nie nudziłam się. - odpowiedziałam i także lekko się uśmiechnełam. - Wręcz przeciwnie, przynajmniej poznałam w końcu wasze głosy. A tak w ogóle... Świetnie zaśpiewałeś dzisiaj te piosenki. Płyta na pewno będzie świetna.
- Hmm... Naprawdę? - zaśmiał się.
- No jasne! To nic śmiesznego, ja mówię poważnie. - powiedziałam dumnie i spojrzałam na niego.
- Cóż... Skoro tak mówisz. - uśmiechnął się szeroko.
- I mam rację. - przytaknełam mu wesoła.
W końcu pomiędzy mną, a Luke'm zapadła cisza. To nie Ashton, więc nie miałam pojęcia, jak ją przerwać, chyba już nawet nie mieliśmy żadnych tematów do rozmów, bo co, mam go pytać o rodzinę? O ich zespół? Już w ogóle wolałam sobie oszczędzić. Jednak to zakłócanie ciszy na siłę nie było konieczne.
Kilkanaście metrów przed nami zobaczyłam Rossa. Tak, byłam pewna, że to on. Bałam się go, znałam go, więc wiedziała, do czego jest zdolny. Momentalnie się zatrzymałam, a kiedy Hemmings to dostrzegł także się zatrzymał.
- Coś się stało? - zapytał podchodząc do mnie.
- Luke, chodźmy stąd... - powiedziałam cicho, nie patrzyłam na niego, tylko na Rossa.
- Dlaczego? Przecież już wracamy, chodź. - domyślałam się, że po całym dniu w studio będzie zmęczony i nie będzie chciało mu się mnie odprowadzać, a tym bardziej wysłuchiwać moich narzekań.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony, zrobił krok do tyłu i ponownie ruszył. Jednak nie zrobił zbyt wielu kroków, bo od razu złapałam go za nadgarstek, zatrzymując.
- Luke proszę cię, chodźmy stąd... - do moich oczu napłyneły łzy... To chyba wszystko przez te ostatnią akcję u mojej babci, to co on zrobił...
- Hej... - ponownie do mnie podszedł. - Co jest? - zapytał troskliwie i spojrzał w moje oczy.
- Tamten chłopak... - wzięłam głęboki oddech i wskazałam Luke'owi Rossa, który nie szedł najszybciej, więc szybko postanowiłam powiedzieć mu, o co chodzi, aby mnie stąd zabrał. - Można powiedzieć, że przez niego tutaj jestem... Tego dnia, kiedy trafiłam z bratem do Ashtona... Po prostu przez niego tu jesteśmy i ja... - powiedziałam przez łzy.
- Ty nie chcesz, aby cokolwiek podobnego ponownie się wydarzyło?
- Nie chcę... Boję się go... - spuściłam wzrok, a po moich policzkach spłyneły pojedyncze łzy.
- Posłuchaj... Nawet, jeśli on tutaj przyjdzie to nic... Obiecuję ci, że nie stanie ci się krzywda... Daję słowo, że przy mnie jesteś bezpieczna. - podniosłam wzrok i nieśmiało spojrzałam w jego oczy.
- Ufam ci... - powiedziałam cicho. Czy naprawdę mu zaufałam? Chyba tak, to dziwne, bo znam go trzy dni.
- Jeśli chcesz pójdziemy inną drogą. - uśmiechnął się lekko, ale po chwili spoważniał, na co przytaknełam.
Razem zawróciliśmy i szybkim krokiem zaczeliśmy iść w drugą stronę, na około. Doceniałam to, że Luke jednak mnie zrozumiał i zgodził się, aby isć tą okrężną drogą, naprawdę to doceniałam.
Hemmings nie miał odwagi, aby zapytać mnie o to, co działo się wtedy u mnie w domu, hmm, jakby zapytał nie wahałabym się na opowiedzeniu mu wszystkiego, jednak szedł bez słowa, więc ja wziełam na siebie przerwanie ciszy. Podziękowałam mu, na co odpowiedział, że nie ma za co, że mnie rozumie... To także było miłe z jego strony.
Później ponownie zapadła taka cisza, której nienawidziłam, a co gorsze, którą nie przerwał Luke, ani ja... Inny, doskonale znajomy mi głos. Razem z Luke'm od razu się odwróciliśmy. Przede mną stał Ross. Ostatni raz był tak blisko mnie, kiedy wytargał mnie z łazienki za włosy i nazwał dziwką... Wtedy w domu. Chyba to nie było dziwne, że się bałam?
Zaczął mówić coś na temat mnie i mojej matki, że mogła tedy nie wzywać policji, coś o tym, że to nie jest koniec i że ja i moje rodzina pożałuje. Nie wiedziałam, czy on w ogóle wie, że jesteśmy teraz w rodzinie zastępczej, chociaż w sumie co go to może obchodzić...
Mówił coś o mnie i mojej matce, sama w tym momencie nie miałam odwagi, aby coś mu odpowiedzieć, po prostu bałam się tego dupka. Na szczęście Luke nie miał takiego problemu. Pewnie zaczął zaprzeczać temu, co o nas mówił, bronił mnie. Chłopcy zaczeli się kłócić, ale ja wiedziałam, że przy Rossie na zwykłej kłótni nigdy się nie kończy, więc zaczełam bać się o Luke'a.
Miałam rację, ten kretyn Sykes zamachnął się na Hemmingsa, jednak na szczęście. Luke był na tyle szybki, że uniknął jego ciosu, wtedy Ross powiedział coś o tym, jak Luke wygląda, rany to, że Luke nie chodził w dresie jak Ross nie czyniło go pod żadnym pozorem gorszym. Nienawidzę tego człowieka. A to, że się go boję, to już co innego. Nie zdziwiłam się, że po kłótni z Hemmingsem, Ross zwrócił się znowu do mnie. Coś tam krzyczał. Nie odzywałam się, mimo, że wiedziałam, że z uderzeniem mnie nie miałby większego problemu. Tak też chciał zrobić, ale Luke znowu był szybszy i momentalnie znalazł się przede mną, przez co oberwał w ramię, wiedziałam, jaką Ross miał siłę, mimo to osiemnastolatek nawet się nie skrzywił, chociaż mogłam się domyśleć, że w duchu krzyczał.
Sykes znowu zaczął coś krzyczeć, mogłabym domyślić się, że by nie odpuścił, gdyby nie to, że zauważył jadący w oddali radiowóz policyjny. Wiem, że miał z nimi problem, więc mówiąc jeszcze coś do nas, odwrócił się i tak po prostu odszedł.
Cały czas byłam w szkoku, więc przez chwilę wpatrywałam się w odchodzącego Rossa, a nastepnie oprzytomniałam i przypomniałam sobie, że Luke dosyć mocno od niego oberwał. Przeszłam przed Hemmingsa, on także wpatrywał się w odchodzącego Rossa. Szybko wziełam glęboki oddech i przytuliłam go. Zapewne nie wiedział, jak bardzo doceniałam to, co właśnie zrobił. Lekko oparłam czoło o jego ramię, w które dostał, było mi okropnie przykro, że to musiało się tak stać, ale to nie do końca była moja wina... Luke tylko lekko położył dłonie trochę powyżej mojej talii, a następnie również mnie przytulił.
- Dziękuje... - wyszeptałam, a po moich policzkach od początku spotkania z Rossem spływały łzy.
- Jesteś cała? - zapytał troskliwie, spojrzałam na niego i kiwnełam głową.
- A i przepraszam, że przeze mnie... On.. Dziękuje ci za to, że mnie obroniłeś, ale przepraszam, że przeze mnie niesłusznie oberwałeś... - spojrzałam w jego oczy.
- Nie musisz ani dziękować, ani przepraszać. Najważniejsze jest to, że tobie się nic nie stało. - oznajmił miło. Jeszcze chwilę tak staliśmy, powiedziałam mu jak to było w domu, jeszcze chwilę o tym rozmawialiśmy, ale później stwierdziliśmy, skoro dochodzi dziesiąta najwyższy czas wracać.
Jednak na chwilę się zatrzymaliśmy i usiedliśmy na jakimś przystanku, było już dosyć późno, więc raczej nikogo tutaj nie było. Westchnełam ciężko i powoli zaczełam myśleć o tym wszystkim, co się stało. Ross... Ross. Po cholerę on tutaj przylazł?! Przecież mógł zrobić Luke'owi coś gorszego... I tak już się obwiniałam, że Hemmings oberwał w ramię, to jakaś masakra.
- Wszystko w porządku? - zapytał Luke przerywając ciszę i przysunął się do mnie.
- No jasne... Jeszcze raz dziękuje, że mnie obroniłeś, że mnie tam nie zostawiłeś... - spojrzałam na niego, a do moich oczu ponownie napłyneły łzy.
- Nie masz za co mi dziękować, myślę, że każdy zachowałby się tak samo... Nie myśl o nim, wszystko będzie dobrze. - pocieszył mnie i niepewnie przytulił, bez wahania odwzajemniłam uścisk.
- Boże... Ale ten idiota jest też tutaj... Dobra, nie ważne... - wymamrotałam i z Luke'm odsuneliśmy się od siebie, wyciągnełam moją komórkę z kieszeni spodni i spojrzałam na zegarek: 10:06 pm.
Dosłownie po chwili minął nas jakiś samochód, z którego jakiś dwóch mężczyzn dziwnie się na nas patrzyło, po tej akcji z Rossem wystraszyłam się ich, więc od razu wstałam z miejsca, słysząc, że zawracają.
- Luke, wracamy? - zapytałam nerwowo, na co blondyn przytaknął mówiąc ciche 'jeśli chcesz', po czym wstał i obydwoje dosyć szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domu Ashtona, do którego mieliśmy może 600 metrów, jednak nieznajomy samochód zajechał nam drogę, a wtedy z niego wyszło dwóch mężczyzn. Spojrzałam na Luke'a i od razu się do niego przybliżyłam.
- James George, razem z kolegą jesteśmy z policji, dzisiaj 'patrolujemy' okolicę. - w tym momencie chyba mi ulżyło, wolałam już te policję, niż znowu jakiejś sprzeczki między Luke'm i jakimś koksem.
- Kurwa... - wyszeptał Luke i spojrzał na mnie, a nastepnie ponownie na niego.
________________________
No więc mamy kolejny. Mam nadzieję, że jako tako się spodoba, bo niezbyt się udał :> chociaż muszę przyznać, że akcja z policją, którą będe kończyć w kolejnym rozdziale wydarzyła się naprawdę xD Soo... Komentujcie :'D Kolejny nie mam pojęcia, kiedy dodam, ale myślę, że w przyszłym tygodniu :)
Niedawno zaczęłam czytać bloga i jest CUDOWNY <3 Mimo że ma tylko 4 rozdziały to zaczyna się ostro ;D Te wszystkie przeżycia dotychczasowe Victorii i te przytulasy od Asha iii pomoc Luke OMFG *u* Również Dzięki Tobie polubiłam 5SOS, mimo że nie jestem ich fanką :D Nie mogę doczekać się nexta ^u^ Życzę Weny ;*
OdpowiedzUsuńNo powiem, że nieźle, jestem strasznie ciekawa, co bedzie sie dzialo z ta policja :p Ale słyszac koncówke, to na pewno bedzie ciekawie. I ten moment, jak zaspiewal patrzac jej w oczy bylo takie slodkie <3 i jak ja obronil przed Rossem o jeju.. Ja sie juz nie moge doczekac nastepnego rozdzialu :*
OdpowiedzUsuńCzarna ;)
świeeetny rozdział :* oby tak dalej, super się akcja rozwija:*******
OdpowiedzUsuńNo nieźle! Początek był bezbłędny! Nie wiem, co w nim było takiego wyjątkowego, ale chwilę, kiedy Victoria się cieła mogłabym czytać w kółko, chyba polubiłam momenty cierpień. Ta akcja z Rossem była świetna, ale pod względem tego, jak Luke się zachował. To było tak cudowne <3 Ale Ash też jest taki kochany, że awwww :3 Ale chyba pamiętasz, że ja jestem jak najbardziej za tym, aby Vic była z Michaelem? Nie odpuszczę :') Miałam zamiar napisać 'co to znowu wymyśliłaś z policją?', ale doczytując notkę pod rozdziałem stwierdzam, że natychmiastowo chcę kolejny rozdział, righy now. ;*
OdpowiedzUsuń- Laura.
Cudowne <3
OdpowiedzUsuńZaczełam czytać ten blog i muszę powiedzieć, że jest niesamowity. Chłopcy z 5SOS i te wszystkie wydarzenia wokół Victorii sprawiają, że naprawdę chce się to czytać. Jeszcze takiego opowiadania nie spotkałam i jestem bardzo ciekawa dalszego rozwiniecia akcji. Czekam z niecierpliwością na next.
OdpowiedzUsuńNo muszę Ci powiedzieć że to jest..no nie wiem jak to ująć po prostu zajebiste <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta z niecierpliwością ;)
I życzę weny :*
Patii :3