sobota, 30 sierpnia 2014

- 0 0 6 -


Obudziłam się jakoś przed dziesiątą. Byłam zdziwiona, bo poraz pierwszy nie obudził mnie Logan, co było dziwne. Jako, iż byłam wyspana, od razu wstałam z łóżka i chcąc podejść do lusterka rzucił mi się w oczy kalendarz, który wisiał na ścianie. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że on tu wisi. Dzisiaj 7 lipca, przeniosłam wzrok na tę datę i zobaczyłam, że ten dzień jest jakoś specjalnie zakreślony, z tego wszystkiego wywnioskowałam, że dzisiaj są czyjeś urodziny. Jakoś pierwszą myślą był Ashton. Szybko sięgnełam po swoją komórkę i łącząc się wcześniej z domowym wifi szybko sprawdziłam datę urodzenia Asha. Grał w zespole, był sławny, więc nie miałam najmniejszego problemu ze znalezieniem informacji.

Miałam rację, dzisiaj Ashton Fletcher Irwin obchodzi swoje dwudzieste urodziny. A i przy okazji dowiedziałam się, jak ma na drugie imię. Flether... Takie słodkie. Zaśmiałam się sama do siebie, bo poczym szybko przebrałam, zrobiłam codzienny makijaż, ubrałam te nieszczęsne bransoletki, ułożyłam jakoś moje włosy i bez chwili zastanowienia cicho wyszłam z pokoju, kierując sie do pokoju dzisiejszego solenizanta.

- Wszystkiego najlepszego Ashton! - krzyknełam wchodząc do jego pokoju, bez wcześniejszego pukania czy czegoś w tym stylu. Najwyraźniej obudziłam Irwina, ale po jego minie wywnioskowałam, że był mocno zaskoczony. Pozytywnie, oczywiście.

Było mi trochę głupio, gdyż nie miałam dla niego żandego prezentu, ale jedynym wyjaśnieniem było to, że nawet nie miałam jak go nabyć.

Ashton szybko się podniósł, zmieniając pozycję na siedzącą, poprawił swoje włosy i się zaśmiał. Widziałam, że się ucieszył, a to chyba było najważniejsze. Z szerokim uśmiechem na twarzy usiadłam obok niego.

- Ashton Fletcher Irwin, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! - mówiłam zadowolona, na co chłopak bez wahania mnie przytulił. - Mam nadzieję, żw twoje marzenia się spełnią... - dodałam już znacznie ciszej z nadzieją, że już tego nie usłyszy. A jednak. Kiwnął głową i odsunął sie troche ode mnie.

- Ja też mam taką nadzieję. - powiedział lekko uśmiechnięty. - A i dziękuje za te miłą niespodziankę, nie mam pojęcia, skąd o tym wiedziałaś, ale ogromnie mnie zaskoczyłaś. - Oczywiście kochany Fletcher musiał dowiedzieć się, skąd o tym wiedziałam, więc mniej więcej mu to wyjaśniłam.

Po jakimś czasie opuściłam pokój Asha i wróciłam do siebie. Sprawdziłam swój telefon, na którym zobaczyłam wiadomość od Rikera, który - jak się okazało - o wszystkim się dowiedział, napisał mi coś o tym, że zadzwoni do mnie, kiedy tylko znajdzie trochę czasu. On zawsze był dla mnie, jak starszy brat, więc ucieszyłam się, że o tym wie, chociaż z drugiej strony wolałam, aby spokojnie spędził wakacje ze swoją dziewczyną, bo wiedziałam, że od teraz na pewno będzie się przejmował mną i Loganem. Dosyć szybko znalazł ten czas, bo po prawie dwudziestu minutach do mnie zadzwonił.

Przegadaliśmy jakoś kilka godzin, przerywając na jedynie kilkanaście minut, kiedy to musiałam zejść na obiad. Naprawdę cieszyłam się, że zadzwonił, przynajmniej miałam z kim pogadać, bo Ashton nie wiedział o wszystkich rzeczach, które działy się w mojej rodzinie, a Riker wiedział doskonale i wiedział, jak mnie pocieszyć. Doceniałam to, że Ash także się starał, był dla mnie ważny, można powiedzieć, że zaczełam traktować go jak przyjaciela i kimkolwiek ja dla niego byłam, od dla mnie był jak starszy, troszczący się brat. I szczerze? Chciałam wrócić do domu, ale nie chciałam tracić Ashtona, co w końcu by nastąpiło. Poza tym Luke, Michael i Calum byli dla mnie kolegami, z którymi spokojnie mogłam się pośmiać. Takich znajomych nie miałam u siebie. To znaczy miałam, ale oni nie byli tacy, jak oni... Wyjątkowi? A na pewno wspaniali. Tak samo nie wiedziałam, kim ja dla nich jestem, ale oni byli dla mnie kimś ważnym. Ash był jak brat, a Luke... Chyba sama nie wiedziałam, kim dla mnie był. Na pewno nie zwykłym kolegom. Zresztą to przecież bez znaczenia, bo dla niego jestem pewnie tylko przyjaciółką Ashtona. Tak samo Michael i Calum...

Riker musiał wracać do Claudii, więc zakończylismy rozmowę, która trwała już całkiem długo, rozumiałam to, w końcu nie powinien zaniedbywać swojej dziewczyny dla mnie, bo my będziemy mieli jeszcze dużo czasu, jak w końcu wrócę.

Pod wieczór chciałam zejść do Logana, bo od jakiegoś czasu bawił sie na dole. Kiedy byłam już na parterze usłyszałam głosy Ashtona i jego mamy, spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stali. Po dosłownie którtkiej chwili Annie lekko uśmiechnięta odeszła od syna, wymijając mnie. Schowałam dłonie do tylnych kieszeni spodni i podeszłam do chłopaka.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - uśmiechnełam się, na co Ash szeroko odwzajemnił uśmiech.

- Dziękuje, dziękuje. - kiwnął głową.

- Nie spędzasz ich z chłopakami? - to lekko mnie zdziwiło, że nigdzie nie wychodził, ani oni nie przyszli tu, ale szybko zaczełam domyślać się, że właśnie wychodził.

- Za jakieś dwie minuty wychodzę. - zaśmiał się, a ja już któryś raz zrobiłam z siebie przed nim idiotkę. No super.

- A tak... - zaśmiałam się nerwowo.

- Planujemy z chłopakami iść do jakiś klubów, wiesz napić się i tak dalej... Może chcesz iść z nami? - zaproponował miło. Szczerze? Chciałam się zgodzić, ale byłoby mi głupio, przecież ledwo ich znam, a sami pewnie będą się lepiej bawić.

- Nie, nie... - pokręciłam sprzecznie głową. - Chyba lepiej będziecie bawić się beze mnie. - mówiłam uśmiechnięta. - Ale dzięki za propozycję.

- No jak tam wolisz... Ale i tak kiedyś musimy się razem napić. - zaśmiał się, na co także lekko rozbawiona przytaknełam. Później pożegnałam się z Ashtonem i wyszedł. Poszłam do Logana, ale siedzenie z nim okazało się być naprawdę nudne, poza tym panią Annie odwiedziła znajoma z synem mniej więcej w wieku Logana, więc już wolałam wrócić do swojego pokoju i tam się ponudzić.

Większoś dnia spędziłam w swoim pokoju, Logan w między czasie bawił się spokojnie w salonie ze swoim nowym kolegą. Nie miałam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że Logan miał się z kim bawić, a nie robił tego sam.

Grubo po dwudziestej pierwszej postanowiłam iść po brata, aby poszedł spać. Niby bawił się z drugim chłopcem, ale on ma pięć lat, więc to najwyższy czas. Cicho zeszłam na dół, jednak nie weszłam do salonu. Zatrzymałam się za ścianą zaraz obok drzwi. Nie podsłuchiwałam, ale usłyszałam fragment rozmowy pani Irwin ze znajomą. Nie ukrywam, że zdziwiłam się jej słowami, otóż rozmawiały o mnie i Loganie, a w szczególności o mnie. A mianowicie mówiła, że mnie tutaj nie chce. Logan może zostać, bo jej nie wadzi, ale większy problem ma ze mną. Nie polubiła mnie, na pewno nie. Wspomniała, że myśli nad całkowitym zrezygnowaniem już teraz, aby się nas pozbyć. Później jeszcze rozmawiały na temat mojej rodziny, jakby chociaż kogoś z niej trochę znały... Zrobiły z mojej mamy jakiegoś jebanego alkoholika, z babci chyba też, Logan to aniołek, a ja jestem dziwką... Słowa pani Irwin mnie zabolały, praktycznie nic o mnie nie wiedziała, a już miała wyrobione zdanie. Szkoda. Miałam nadzieję, że Ashton tak nie myśli, wtedy już w ogóle straciłabym jakikolwiek podód, dla którego jeszcze mogę się tutaj uśmiechać i jako tako dobrze czuć. Ale wątpiłam, aby on także uważał mnie za dziwkę, jest inny od swojej matki, poza tym zauważyłam, że niezbyt dobrze się dogadują.

Mimowolnie łza spłyneła po moim policzku, to chyba na te słowa o mojej rodzinie. Byłam przyzwyczajona do tego, jak o mnie mówią, ale niecierpiałam, kiedy mówili coś złego na moją rodzinę, choć tego też się już wystarczająco dużo nasłuchałam. Za dużo. Otarłam tę głupią łzę, wziełam głęboki oddech i stanełam w drzwiach salonu, wołając brata. Logan oczywiście musiał pożegnać się z Rocky'm, bo jak się dowiedziałam, tak nazywał się jego nowy kolega.

Przed wyjściem uśmiechnięta Annie jeszcze mnie o coś zapytała, na co tylko przytakiwalam z uśmiechem. Obydwie obdarzyłyśmy siebie nawzajem sztucznym uśmiechem, a kiedy skończyła ten bezcelowy wywiad opuściłam pomieszczenie i poszłam z bratem do góry.

Po około godzinie młody w poszedł już spać. Ja, jako iż nie miałam nic szczególnego do roboty poszłam spać może godzinę po nim.

Tak zakończył się ten dzień.. Tak, 'ten'. Postanowiłam, że nie będe myślała, który to już dzień minął, nie dlatego, że nie chciałam liczyć czy coś, po prostu nie chciałam zawieźć się, kiedy dojdę do setnego...

W nocy, choć to chyba było już wczesne rano obudziły mnie wibrację mojego telefonu. Ktoś dzwonił, więc spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Ashton. Szybko odebrałam, chociaż nie miałam pojęcia, po co może dzwonić do mnie o tej godzinie. Jednak zamiast głosu Ashtona usłyszałam inny.

- Otworzysz drzwi do domu? - zapytał z wyraźną nadzieją w głosie, Luke tak, to na pewno był Luke.

- Co? - zapytałam zaspana.

- Wszystko wyjaśnię, jak otworzysz drzwi. I błagam pospiesz się. - w tym momencie pomyślałam, że mogło coś się stać Ashtonowi, więc szybko się rozłączyłam i jak najciszej zeszłam na dół. Spojrzałam przez wizjer, albo jakkolwiek inaczej się to nazywa i ujrzałam Luke'a, a z nim... Za nim... Na nim... No po prostu zobaczyłam, że podtrzymuje Asha, bo ten ledwo stał na nogach, bez wahania otworzyłam drzwi, po czym chłopcy weszli do środka.

- Co mu się stało? - zapytałam przejęta i podeszłam do nich.

- Powiedzmy, że wypił trochę za dużo. - odpowiedział Hemmings, spojrzałam na Ashtona, nie wyglądał zbyt dobrze.

- A teraz pomożesz wynieść mi go do góry? Wiesz... Swoje waży. - uśmiechnął się lekko, kiwnełam chętnie głową i razem zaprowadziliśmy go do jego pokoju. Musiał być mocno nawalony, skoro ledwo stał na nogach. Kiedy weszliśmy do środka zamknełam drzwi od pokoju.

- Jednego nie rozumiem... - podeszłam do Hemmingsa, który układał przyjaciela na łóżku.

- O co chodzi? - spojrzał na mnie.

- Jeśli sam ledwo z nim szedłeś, dlaczego Michael czy Calum ci nie pomogli? - zapytałam, na co Hemmings się zaśmiał.

- Proszę cię... Calum prowadził Michael'a... Z dwojga złego wybrałem Luke'a, bo wiedziałem, że on nie wypił aż tyle, co Mike.- wyjaśnił i uśmiechnął się lekko.

- No jasne... A ty nie piłeś? - uniosłam lekko brew.

- Nie mówię, że nie, ale... Ja jeszcze się jakoś trzymam. Mam mocną głowę. - odpowiedział dumnie.

- No jasne... - uśmiechnełam się. - Czyli, że on ma słabą głowę?

- Ash? Co to to nie, ale... Wypił naprawdę o wiele za dużo. - wzruszył ramionami.

- Dobra, już nie wnikam. - zacisnęłam wargi w cienką linie.

- To ja będe się zbierał, jutro pogadamy, dobrze? - zaproponował z uśmiechem, chciał mnie wyminąć, ale ja zrobiłam krok w jego stronę, zagradzając mu przejście.

- Może jednak będzie lepiej, jeśli z nim zostaniesz? Poza tym po ostatniej akcji nie chcę, aby znowu cię spisali... Wtedy było po dziesiątej, teraz po czwartej, do tego jesteś pijany. Lepiej, jeśli z nim zostaniesz. - przekonywałam z uśmiechem.

- Przecież nic mi się nie stanie. - zaprotestował, chcąc mnie wyminąć. Teraz wiedziałam, że pan Hemmings także jest pijany.

- Hola hola, zostajesz tutaj. - powiedziałam stanowczo, a on spojrzał na mnie.

- Serio? - uniósł pytająco obie brwi.

- Serio serio, Lukey. - uśmiechnełam się szeroko. - Zostajesz z nim.

- Nie, nie... Wracam do domu. - oznajmił i podszedł do drzwi, jednak szybko stanełam przed nim i lekko oparłam dłonie na jego torsie.

- Luke proszę nie... Lepiej, jeśli tutaj zostaniesz... Coś może ci się stać, nie chcę, żeby tak było, tym bardziej, jeśli możesz zostać tutaj z Ashem. - spojrzałam w jego oczy. Już nie odpowiedział, tylko kiwnął grzecznie głową i zrobił kilka kroków do tyłu.

- Wygrałaś. - wzruszył ramionami i podszedł do łóżka.

- Podziękujesz mi jutro... - wymamrotałam cicho. - Dobranoc, Luke. - uśmiechnełam się lekko, co Hemmings odwzajemnił i odpowiedział to samo.

Wyszłam z pokoju Ashtona i wróciłam do siebie. Uśmiechnełam się lekko myśląc o tym, co właśnie się stało. Pijany Ashton... Jakoś nie osądzałam go o to, że może doprowadzić się do takiego stanu. Położyłam się na łóżku obok Logana, zamknełam oczy i po dłuższym czasie w końcu zasnełam i spałam spokojnie aż do ósmej... Chociaż nie, to było przed ósmą, kiedy Logan mnie obudził.

- Człowieku, daj mi spać. - mruknełam. Wiedziałam, że to byłoby zbyt piękne, gdyby tak samo, jak wczoraj cicho wyszedł z pokoju i dał mi spać.

- Wstawaj! - krzyknął rozbawiony Logan.

- Idź na dół, do pani Annie, z nią się pobaw. - odpowiedziałam niechętnie.

- Nie ma pani Annie. - oznajmił. Nie ma jej? Zostawiła nas samych? A nie, przecież jest Ashton... I Luke, chwila, oni już nie śpą?

- No to pewnie jest Ashton, idź do niego. - odwróciłam twarz na poduszkę i wskazałam bratu drzwi.

- Ashton śpi. - rany, czy ten dzieciak był już w każdym kącie tego domu?

- Dobra, wygrałeś... - podniosłam się leniwie z łóżka. Najpierw poszłam cicho się przebrać i zrobić makijaż, a później przez prawie dwie godziny zajmowałam się bratem w pokoju.

Koło godziny dziesiątej zadzwonił mój telefon. To była pani Annie, nie wnikałam, skąd ma mój numer, ale oznajmiła mi, że dzisiaj wcześnie musiała wyjść i nie wie, kiedy wróci. Chodzi o młodszego brata Ashtona. Jeśli chodzi o śniadanie, to albo ja mam zrobić je sobie i Loganowi, albo mam obudzić Ashtona, a co do obiadu, to zrobi go Ashton. Oczywiście zgodziłam się na taki układ. Oh, przy okazji dowiedziałam się, że Ash ma jeszcze brata.

Przed godziną jedenastą zeszłam z bratem na dół, Ashton i Luke najwyraźniej jeszcze spali, bo w domu panowała kompletna cisza. Zgodnie ze słowami Annie zrobiłam Loganowi jakieś śniadanie, sama sobie je oszczędziłam, jakoś nie byłam głodna.

Logan od razu przeszedł do salonu, a jako, iż nie było w nim mamy Ashtona postanowiłam zostać tutaj z nim. Jakoś nie chciałam być z nią w jednym pomieszczeniu, nie po tym, co wczoraj usłyszałam.

Jakoś przed godziną dwunastą usłyszałam, że ktoś schodzi z góry. Mogłam tylko strzelać, że to Luke. W porówaniu do Ashtona on był jeszcze w miarę trzeźwy... To znaczy był w stanie sam iść i jeszcze prowadzić Asha. Nie myliłam się, to był Hemmings. Musiał nas nie zauważyć, bo już w miarę go poznałam i wiedziałam, że nie przeszedłby obojętnie. Wszedł do kuchni, a następnie nachylił się nad lodówką, którą najpierw otworzył. Chwilę w niej pogrzebał, a następnie coś z niej wyciągnął i zamykając nogą lodówkę zaczął jeść.

Po udanym posiłku wyciągnął czystą szklankę ze zmywarki i nalał do niej zwykłej wody, a następnie wyszedł z kuchni. Tym razem zatrzymał się w drzwiach od salonu.

- Ooo, Victoria. Widzę, że już nie śpisz. - uśmiechnął się szeroko, robiąc kilka kroków w moją stronę, słysząc jego głos spojrzałam na niego.

- Ty też. Gdzie druga śpiąca królewna? - zaśmiałam się, unosząc pytająco brew.

- Śpi sobie spokojnie. - odpowiedział szeroko uśmiechnięty. - Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zaniosę Ashowi wodę, a później tutaj wrócę? Nudzi mi się w jego pokoju.

- No pewnie, zanieś mu ją i wracaj tu do nas. - uśmiechnełam sie, na co chłopak przytaknął i poszedł do góry. Westchnełam cicho i do czasu powrotu Luke'a, patrzyłam, jak Logan się bawi. Oczywiście cały czas miał przy sobie pluszowego pingwina od Hemmingsa, który po kilku minutach wrócił.

- Wróciłem. - rzucił wesoło, wchodząc do salonu. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jeszcze przed momentem jego grzywka opadała spokojnie na jego czoło, a teraz już jest jak zwykle - włosy są ułożone do góry. - Gdzie Annie? - zapytał zajmując spokojnie miejsce obok mnie.

- Coś tam z bratem Ashtona. - odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok, przypomniała mi się jej wczorajsza rozmowa. Chyba na długo utwki w mojej pamięci.

- Coś się stało? - spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.

- Nic. - mruknełam szybko.

- Hej... Co jest? - przypysunął się i spojrzał na mnie.

- Nic, tylko... - zaciełam się. Chyba trochę głupio będzie mówić o matce jego najlepszego przyjaciela?

- Posłuchaj... Może i nie znamy się długo, ale mnie możesz zaufać, możesz powiedzieć wszystko, umiem dochować tajemnicy, naprawdę. - uśmiechnął się lekko, kiedy podniosłam swój wzrok i spojrzałam na niego.

- Wczoraj... Usłyszałam, jak mama Ashtona mówiła swojej znajomej o mnie... Zasugerowała, chociaż nawet nie... Oznajmiła jej, że moja rodzina to rodzina jakiś jebanych alkoholików, że w rodzinie mam jakąś patologię, a ja to skończona dziwka. I że chciałaby się nas pozbyć. Jak najszybciej, głównie ze względu na mnie... - wyjaśniłam, a w między czasie do moich oczu napłyneły łzy.

- Cóż... Nie wiem, jaka jest twoja rodzina...

- Ona też nie wie, a tak mówi... - przerwałam mu - Nie zna ich... Nie zna mnie, więc nie ma prawa nas oceniać, prawda jest taka, że moja rodzina jest normalna... Może czasem brakuje nam pieniędzy, bo mama nie pracuje i może czasem coś wypije, ale to przecież nie czyni jej takiej... z moich oczu mimowolnie zaczeły płynąć łzy. Nie wiem, chyba zaufałam mu już na tyle, że mogłam to powiedzieć. Chłopak uważnie mnie wysłuchał i przytulił. Zapłakana, mocno wtuliłam się w jego tors. - A ja nie jestem dziwką. Po prostu... - dodałam coraz ciszej.

- Jak mówiłem... Nie wiem, jaka jest twoja rodzina, ale wierzę, że jest tak, jak mówisz. - odsunełam się lekko od niego i spojrzałam w oczy. - Nie powinna tak o nich mówić. A ty nie jesteś dziwką, widzę, że jesteś wspaniałą dziewczyną, która po prostu nie miała szczęścia i była w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Sam Ashton powiedział, że naprawdę mu przykro, że musisz marnować się tutaj i nie możesz wrócić, widywać się ze znajomymi. Zapamiętaj, że jesteś świetną dziewczyną i mówię tak, bo zdążyłem cię już poznać. - oznajmił z delikatnym, a wręcz niewidocznym uśmiechem. Sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko ponownie go przytuliłam.

Mam nadzieję, że wiedział, że jest dla mnie cholernie ważny i teraz okropnie trudno byłoby mi się z nim rozstać, a zapewne nie miałabym z nim kontaktu. Poważniej zaczełam zastanawiać się, czy chciałabym wracać. Cóż... Chyba tylko dla Rikera.

Odsunęłam się od Luke'a, słysząc głośny śmiech Logana. Szybko otarłam swoje łzy, nie dbałam o to, że w tym momencie byłam rozmazana. Mój i Hemmingsa wzrok padł na mojego młodszego brata, który śmiał się chyba sam z siebie.

- Widzę, że młodemu spodobał się pingwin. - uśmiechnął się Luke, patrząc na Logana.

- Oj bardzo. Śpi z nim, cały czas się z nim bawi, a nawet jeśli znajdzie sobie co innego do zabawy, pingwin leży obok niego. - odpowiedziałam z uśmiechem, który szybko pojawił się na mojej twarzy.


________________________________

A więc takim oto sposobem ukazałam szczyt mojego lenistwa, gdyż rozdział miałam w planach dodać dwa dni temu, ale kompletnie mi się nie chciało xD Ale to ostatni rozdział w te wakacje [*] Kolejny będzie chyba w połowie września, jeśli w ogóle. Z góry przepraszam za błędy, ale czytając to samo X razy niektórych już nie zauważę. Dzięki za zrozumienie i proszę i komentarze ze szczerymi opiniami xx
- Cat.

środa, 20 sierpnia 2014

- 0 0 5 -


Mężczyzna pokazał nam swoją legitymację, tylko spojrzałam, a Luke chwilę jej się przyglądał.

- Spokojnie, już wracaliśmy. - powiedział spokojnie Luke, był naprawdę spokojny, czyżby to nie pierwszy raz, co Hemmings?

- Dobrze, bo już po ciszy nocnej, czyż nie tak? - zapytał mężczyzna.

- No tak, chwilę po ciszy nocnej. Dlatego już wracamy. - odpowiedział spokojnie.

- Jesteście pełnoletni? - oczywiście musiał pytać o wszystko. Pokręciłam sprzecznie głową.

- Można tak powiedzieć, za dwa tygodnie będe miał osiemnaście. - odparł dumnie.

- Ale nie masz jeszcze skończonych?

- To jest kwestia dwóch tygodni... Nawet nie, dziesięciu dni. - wyjaśnił ironicznym tonem.

- Czyli masz urodziny 16 lipca? - zapytał, jakby naprawdę go to ciekawiło.

- W tym wypadku liczę na jakąś kartkę na urodziny od pana. - cicho parchnął śmiechem. George powiedział drugiemu policjantowi, kierowcy, żeby zadzwonił po kolegów z radiowozem, by nas spisali. Luke oczywiście zaczął się sprzeczać co do tego, ale w końcu postanowił odpuścić, zapewne pomyślał o tym, że może sobie tylko pogorszyć. W czasie, kiedy na nich czekaliśmy panowała cisza.

- Czy ja cię skądś nie znam? - zapytał przyglądając się Luke'owi.

- To jest bardzo prawdopodobne, bo gram w zespole. 5 Seconds Of Summer, może pan kojarzy. - oznajmił pewnie, policjant powiedział, że ma córkę w moim wieku, więc może ona ich słucha, bo kojarzy nazwę. W tym momencie zachciało mi się śmiać, chyba z tej córki. Nie dało się ukryć, że razem z Hemmingsem byliśmy najzwyczajniej tym wszystkim rozbawieni, w końcu ta cała głupia akcja była śmieszna.

Po kilkunastu minutach przyjechało dwóch gości w radiowozie. Westchnełam ciężko. Nie bałam się, po prostu od akcji w moim domu nie lubiłam policji, mnie i Logana zabrali od rodziców, ale przez to, co zrobił Ross jeszcze nigdy nic mu nie zrobili i zapewne szybko nie zrobią.

- Naprawdę musicie nas spisywać? Ja za dwa tygodnie będe miał osiemnastkę, a jesteśmy 600 metrów od jej domu, pocóż nas spisywać? Przecież nikt nas nie porwie, ani nie zgwałci. Zresztą jest ledwo po 22, co nam wpiszecie? Chodzenie poza domem o 22:06? Czy powrót do domu sześć minut po ciszy? - zapytał ironicznie. Rozumiałam go, ale ja tam wolałam się nie odzywać, jeszcze palnełabym coś, co pogorszyłoby moją sytuację.

- Chociażby. Bo mimo wszystko ty nie masz jeszcze osiemnastu lat, twoja dziewczyna także, a że jesteście poza domem musimy was spisać. - 'dziewczyna'? Luke wywrócił oczami i mając gdzieś policjantów wyciągną swoją komórkę i szybko napisał sms'a, po czym ją schował. Zostaliśmy poproszeni do podejścia przy radiowóz, abyśmy podali swoje dane. Luke powiedział, abym powiedziała pierwsza, ale wolałam, aby on to zrobił, po prostu ja nie chciałam nic im mówić. Chłopak się zgodził i podszedł bliżej. Ja nie myśląc długo, niepewnie złapałam jego dłoń, a chłopak także złapał moją.

- Co chcecie wiedzieć? - zapytał z ironicznym uśmiechem, on chyba nic sobie z tego nie robił.

- Imię, nazwisko, data i miejsce urodzenia, do tego imiona rodziców i aktualny adres. - oznajmił szykując notes, Luke przewrócił,oczami.

- Lucas Hemmings, 16 lipca 1996r., Sydney, Liz i Andrew Hemmings. - westchnął ciężko i dopowiedział adres. 'Lucas', nie wiem dlaczego, ale to mnie bawiło, do niego nie pasowało to imię, to Luke, nie żaden Lucas. Następnie poproszono mnie, więc ja również do nich podeszłam.

- To samo, co kolega. - rozkazał gruby policjant.

- Victoria Amnell, 18 listopada 1998r., Littleton, Marie i Nathan Amnell. - oznajmiłam niechętnym tonem, jeśli chodzi o adres nie byłam pewna, co powiedzieć. Chwilę się wahałam, ale na szczęście Luke wszystko im wyjaśnił, ja nie wiedzialabym, co powiedzieć. On wyjaśnił, że jestem u Ashtona, jak w rodzinie zastępczej, więc jeszcze pytali o adres, na który jestem zameldowana, co już im powiedziałam. Oczywiście musieli to sprawdzić, więc znowu zapadła cisza, chociaż nie do końca, bo ich radio i komórki nie miały zasięgu, więc trochę to potrwało zanim się połączyli.

- Może chcecie skorzystać z mojej? - zaproponował rozbawiony, oni tylko dziwnie sie na niego popatrzyli i już nic nie odpowiedzieli, w między czasie prywatny samochód zaczął jakoś piszczeć, więc ten cały George prawie się na kolegę wydarł, aby to jakoś uciszył, a później tak samo zareagował, kiedy kolega z samochodu puścił za głośno radio. Ta cała sytuacja była po prostu zabawna, myślalam, że Luke zaraz wybuchnie śmiechem, ale jednak robił to naprawdę dyskretnie, ja też starałam się nie zaśmiać zbyt głośno.

- Odwieziecie nas radiowozem, czy tym prywatnym? - zapytał po chwili, kiedy już się uspokoił, patrząc na tych 'normalnych', bo ci w mundurach byli zajęci próbowaniem połączyć się z komisariatem, aby nas sprawdzić.

- Radiowozem, kolega jest z okolicy, to będzie wiedział, gdzie was odwieźć. - oznajmił.

- A nie możemy prywatnym? Wiecie... Ona ma sąsiadów, ja też i jakby nie było mam swoją reputację i to odrobinę mogłoby zaszkodzić mojej karierze, kiedy oni by zobaczyli, że policja mnie odwozi, a oni to raczej nic nie przepuszczą. - mam nadzieję, że on żartuje, chyba, że obudziła się ta pusta strona blondaska? Mężczyźni stwierdzili, że w sumie mogą odwieźć nas prywatnym. Na szczęście. Później powiedzieli nam, że sami w naszym wieku często byli spisywani i żebyśmy się tym nie przejmowali, bo nic się nie stanie, tylko nas odwiozą.

Luke po krótkiej chwili powiedział także, żeby nas oboje odwieźli pod adres Irwina, bo już umówił się ze swoją mamą i Ashem, że ona tam będzie. Ci policjanci nie mieli nic przeciwko, o ile jego mama tam naprawdę będzie.

- Długo mieszkałaś w Littleton? - zapytał jeden z nich, ten, który sie przedstawił, James.

- Siedem lat. Od dziewięciu mieszkam tu, w Australii. - odpowiedziałam obojętnie, na co przytaknął.

- A ty jeszcze się uczysz? - zapytał tym razem Luke'a.

- Już nie. - odpowiedział sucho.

- Jaką szkolę skończyłeś? - dopytywał, co to miało do naszego spisania? Oh tak, wcześniej jeszcze pytał mnie o to, jak się znalazłam u rodziny Ashtona, jakoś to musiałam skleić i powiedzieć, o co mniej więcej chodzi, bez szczegółów.

- Norwest Christian College.

- No to widzę ambitny jesteś. - stwierdził kiwając głową.

- Moja mama uczy matematyki, pasowało skończyć jakąś dobrą szkołę. - uśmiechnął się ironicznie.

- To dobrze. - pokręcił głową. - A ty? Gdzie chodzisz?

- Liceum. Ogólnokształcące. Nie jestem taka ambitna, jak on. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem, na co Luke spuścił wzrok. W końcu po ponad dwudziestu minutach połączyli się i w końcu nas sprawdzili. W końcu. Obydwoje z Luke'm weszliśmy do samochodu prywatnego.

- Dobra, teraz powiedz mi, gdzie tu dojechać pod ten adres? - zapytał kierowca. Nie zwróciłam większej uwagi, ale cały ja i Luke trzymaliśmy się za ręce.

- Ten zakręt w lewo, później 600 metrów prosto. Jakieś trzy minuty, jakbyście nas nie zatrzymali, to już dawno bylibyśmy na miejscu. - odpowiedział ironicznie.

- Chłopaczku, bo jeszcze spiszemy cię za obrażanie funkcjonariuszy. - ten kierowca robił wrażenie jakiegoś... Zjaranego. To było dziwne. Ale to policjant, więc pewnie tylko mi się wydawało.

- Przecież ja pana nie obraziłem. - bronił się, naprawdę zachowywał się, jakby miał już spore doświadczenie z policją.

- A to jest pierwszy raz, kiedy cię spisują? - fajnie się tak słuchało takiej pseudo kłótni Luke'a z policjantem. Naprawdę ciekawie.

- Pierwszy. - odpowiedział dumnie.

- Na pewno? - zapytał podejrzliwie.

- Naprawdę myśli pan, że kłamałbym, podczas kiedy wy w przeciągu minuty możecie ro sprawdzić? Nie jestem jakimś tempym blondaskiem, proszę pana. - ma mojego 'tempego blondaska'.

- Dobra, nie ważne. - odpowiedział chyba nie wiedząc, co mógłby powiedzieć. Później do samochodu wszedł ten drugi, zapytał mnie jeszcze czy byłam już kiedyś spisywana, więc odpowiedziałam, że nie, bo taka była prawda.

I faktycznie po może trzech minutach byliśmy na miejscu, to było zaledwie 600 metrów, nie można było jechać dłużej. Całą wesołą czwóreczką podeszliśmy do drzwi, otworzyła nam mama Ashtona, weszliśmy do środka, wtedy pojawiła się także matka Luke'a, a zaraz za nią wyszedł sam Ashton. Nie myśląc długo podeszłam do Irwina i przytuliłam się do niego.

- Przecież nic takiego się nie stało. - powiedział cicho Ash.

- Nie o to chodzi... - wyszeptałam, a później odsunełam się trochę od niego i spojrzałam w oczy. - Później wszystko ci powiem... - dodałam równie cicho, zrobiłam krok do tyłu i spojrzałam na tych facetów z policji. Oznajmili, że nic się nie stało, tylko nas spisali, to pierwszy raz i już bez zbędnego gadania spisali dane mamy Ashtona i Luke'a i wyszli, życząc wcześniej dobrej i spokojnej nocy. Nie lubię ich.

- Serio? Wczoraj łazilście chyba do północy, a dziś po dziesiątej was spisują? - zapytała pani Annie zaraz po ich wyjściu. Widać, że obydwie były tym wszystkim rozbawione.

- Wracaliśmy już, było sześć po dziesiątej! I byliśmy 600 metrów stąd! A ja za dwa tygodnie będe miał osiemnastę, ale niee... Musieli nas spisać. - zamarudził Hemmings, po czym się zaśmiał. Na szczęście nie było tak, jak się obawiałam. Pani Annie nie była zła, a rozbawiona, to dobrze.

Nie chciałam słuchać już ich rozmowy, więc bez słowa ominełam Ashtona i szybko wyszłam do swojego pokoju. Logan już spał, co bardzo mnie ucieszyło. Wyglądał jak taki mały, śpiący aniołek. Uwielbiałam już ten moment dnia, kiedy mogłam zobaczyć, jak spokojnie śpi.

Przypomniałam sobie sytuację z rana, te rozmowę z matką. Westchnełam ciężko i usiadłam na łóżku, poprawiając swoje włosy.

Było już po jedenastej, a ja pisałam ze znajomą - Natalie o tym, co sie stało, z tą policją, sama naprawdę się z tego śmiała. Dla mniej też to było śmieszne, bo było sześć minut po ciszy nocnej, a byliśmy 600 metrów od domu. Ludzie, ogar.

Po kilku minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi od pokoju. Powiedzialam ciche 'proszę', a wtedy w drzwiach stanął lekko uśmiechnięty Ashton.

- Miałaś mi o czymś powiedzieć. - odparł cicho, aby nie obudzić mojego brata.

- No jasne. - posłalam mu delikatny uśmiech.

- To może pójdziemy do mnie? Nie chcę, abyśmy obudzili Logana. - mówił z delikatnym uśmiechem. Martwił się o Logana, to takie miłe. Przytaknełam mu, razem przeszliśmy do jego pokoju i usiedliśmy na łóżku.

- Więc..? - spojrzał na mnie. Przez chwilę milczałam, jakoś sama sobie tego jeszcze nie poukładalam. - Posłuchaj... Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić... - dodał kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Spotkaliśmy dziś z Luke'm Rossa. - przemogłam się i spuściłam wzrok. - Krzyczał na mnie, później kłócił się z Luke'm i... Chciał go uderzyć, ale on był szybszy i nie trafił. Później zamachnął się na mnie, ale Luke stanął przede mną i on dostał... - nie wiem dlaczego, ale na to wspomnienie do moich oczu napłyneły łzy. - Gdyby nie to, że zobaczył policję i odszedł od nas, na pewno zrobiłby coś gorszego i mnie i jemu. - zakryłam twarz dłońmi, a Ash mnie przytulił.

- Spokojnie, to koniec. Więcej go nie spotkasz i nic ci, ani Luke'owi nie zrobi. - powiedział cichym tonem podczas, kiedy bylam do niego przytulona.

- Jeśli on jest w Sydney, na pewno go jeszcze spotkam, to jest nie uniknione, a ja go znam i wiem, że jeśli znowu mnie spotka na jakiś krzykach się nie skończy. - powiedziałam już bliska wybuchnięcia płaczem.

- Nie myśl już o nim... Tutaj ze mną jesteś bezpieczna, nic ci się nie stanie. Zaufaj mi. - w tym momencie przypomniało mi się, jak Luke mówił, że przy nim jestem bezpieczna i jakby nie było... Mnie nic się nie stało.

- Wiem to... - wyszeptałam i odsunełam się trochę od niego. - Ale... Dlaczego to robisz? Jesteś taki miły...

- Cóż... Jesteś tutaj od trzech dni, ale jesteś dla mnie trochę jak młodsza siostra i martwię się o ciebie. - wyjaśnił z delikatnym uśmiechem. Wysłuchałam uważnie jego słów i mój humor momentalnie się poprawił.

- Naprawdę? - na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech.

- Naprawdę. - uśmiechnął się trochę szerzej.

- Dziękuje. - szepnełam i pocałowałam go w policzek.

- Nie ma za co... Too... Luke mówił, że ci policjanci byli śmieszni, tobie też chciało się śmiać?

- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - uśmiechnełam się z rozbawieniem. - Pewnie już ci wszystko opowiedział?

- Dokładnie tak. Zgadnij, ile razy wybuchnąłem śmiechem. - zaśmiał się. - Ale wspominał też o jednym, małym szczególe. - wyszczerzył zęby i puścił mi oczko. Czyżby ten blondasek już pochwalił się, że trzymałam go za ręke? Ale niech się nie cieszy, sam trzymał moją, więc ja nie byłam tą idiotką... O czym ja mówię?

- Mniejsza o szczegóły? - pokręciłam głową lekko rozbawiona. Później jeszcze śmialiśmy się z tej całej akcji, bo to po prostu było śmieszne. Z tematu spisania przez policję zeszło na dużo innych. Gadaliśmy tak chyba ze cztery godziny, żadne z nas nie kontrolowało czasu, ale zaczynało być minimalnie jasno na zewnątrz, więc stwierdziliśmy, że najwyższy czas iść spać.

Ash zaproponował mi, abym została już u niego, ale niestety musiałam odmówić. Tak, niestety. Nie chciałam, żeby znowu Logan nas zobaczył. Razem. W jednym łóżku. Tym bardziej, jeśli miałaby to być pani Annie, miałam wrażenie, że niezbyt mnie polubiła.

Pożegnałam się z Irwinem i poszłam do swojego pokoju, w którym słodko spał sobie mój braciszek. Z uśmiechem na twarzy położyłam się obok niego i niedługo po tym zasnełam.

Myśląc o tym dniu mam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy mogę powiedzieć, że był udany, bo byłam z Luke'm plus ta akcja z policją, która była śmieszna, czy za nieudany, bo spotkanie Rossa.


_____________________

Ok, ten rozdział wyszedł nieco krótszy od poprzedniego, ale wydaje mi się, że kolejny powinien być dłuższy od tego. Ale to się jeszcze zobaczy ^.^ A i w związku, iż już za niecałe dwa tygodnie zaczyna się rok szkolny (tak, niestety ja też tu o tym napiszę ;-;), do końca wakacji postaram się dodać przynajmniej dwa rozdziały, bo od września zapewne będą pojawiały się raz, max dwa w miesiącu, więc... Ale jeszcze mamy wakację, więc cieszmy się latem! :p
CZYTASZ-KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~ Cat.

piątek, 15 sierpnia 2014

- 0 0 4 -

Kolejny taki sam poranek, który powoli stawał się dla mnie czymś normalnym... Obudził mnie oczywiście kochany Logan, później zeszliśmy na śniadanie, a po skończonym posiłku wróciliśmy na górę. Loganowi to nie przeszkadzało, w domu zwykle bawił się sam, więc tutaj to też nie było problemem. Postanowiłam, że powinnam zadzwonić do matki... Nie rozmawiałam z nią od kiedy nas zabrali i nie ukrywałam, że to było dla mnie naprawdę ciężkie, to pozwalało mi powoli zrozumieć, że szybko do niej nie wrócimy. Kochana mamusia. Tęskniłam za nią, ale wiedziałam jaka jest i przeczówałam, że cieszyła się, że nie ma mnie i Logana, nikt jej nie przeszkadza...

Na moje szczęście Logan zszedł na dół, bo w pokoju zaczynał się już nudzić. Na szczęście, bo mogłam spokojnie zadzwonić do mamy. Trochę obawiałam się to zrobić, ale jednak postanowiłam zadzwonić.

Nasza rozmowa nie była długa... Kiedy już, za czwartym razem udało mi się do niej dodzwonić dowiedziałam się, że została wypuszczona do domu dzień po tym, jak zabrali mnie i Logana, a także, że była wczoraj u swojego brata i... Mama była po prostu pijana. Twierdziła, że nie, ale ja już umiałam odróżnić, kiedy jest pijana, a kiedy trzeźwa. Mogę spokojnie powiedzieć, że to lata praktyki.

Kiedy dowiedziałam się, że wczoraj mieli jakąś imprezę rodzinną miałam ochotę rzucić tą komórką, coś sobie zrobić... Uświadomiłam sobie, że matka ma nas w dupie... Ja i Logan jesteśmy w jakiejś zupełnie obcej rodzinie, u obcych osób, a ona zamiast robić wszystko, aby nas odzyskać bawi się w najlepsze. Czy naprawdę aż tak bardzo my ją nie obchodzimy..? Siebie jakoś przeżyję, bo mam już szesnaście lat, dobrze byłoby się usamodzielnić czy coś, ale nie pięcioletni Logan... Chociaż mogła pomyśleć o nim. Już wystrczy, że przez wieczne kłótnie z ojcem zniszczyła mi dzieciństwo, a teraz chce jeszcze zrobić to samo Loganowi. Czasem zastanawiałam się, czy naprawdę to jest jej syn... Ma naszą dwójkę w dupie, nic ją nie obchodzimy.

Otarłam swoje łzy, które w trakcie rozmowy zaczeły spływać po moich policzkach, później podeszłam do jednej z szafek i wyciągnełam z niej moją kosmetyczkę, a z niej cyrkiel. Tak, zwyczajny cyrkiel. Następnie ściągnełam z lewej ręki moje bransoletki i spojrzałam na moje rany na nadgarstku. Tak, ciełam się. Czasem po prostu czułam, że nie wytrzymam i często byłam bliska tego, żeby zrobić coś gorszego od tych ran, jednak nigdy się na to nie odważyłam. Te kilka bransoletek na moich rękach miały zakrywać te rany, udawało się to.

Trzymając w dłoni cyrkiel przeszłam z pokoju do łazienki, gdzie się zamknełam. Najpierw spojrzałam na swoje odbicie. Nie lubiłam swojego widoku. Poprawiłam swój makijaż, a następnie już bez zbędnych rozmyśleń przyłożyłam cyrkiel do nadgarstka, mocno zacisnełam powieki i zrobiłam to. Później powtórzyłam to jeszcze dwa razy, więc od razu przeniosłam nadgarstek nad umywalkę, aby krew spokojnie spływała tutaj, a nie na podłogę czy coś.

Kiedy przestałam krwawić opłukałam nadgarstek wodą, a następnie zakleiłam rany plastrem, który wziełam razem z cyrklem. Po skończonej 'akcji' zrobiłam za sobą porządek, aby nikt nie zorientował się, co działo się tutaj przed chwilą.

Wyszłam z łazienki, z cyrklem w dłoni, bez bransoletek, tylko z zaklejonym nadgarstkiem. Zdobiłam to tak 'jawnie', bo byłam pewna, że Ash jeszcze śpi, pani Annie jest na dole i jest z nią Logan. A jednak trochę się pomyliłam. Wychodząc z pomieszczenia przywitał mnie szeroki uśmiećh Ashtona. Pierwsze, co zrobiłam to schowałam dłonie za siebie.

- Dobrze, że już nie śpisz... Za jakąś godzinę wychodzmy. - oznajmił zadowolony i nie czekając na żadną reakcję z mojej strony zszedł na dół. Przez chwilę próbowałam zrozumieć, o co mu chodziło, ale po chwili przypomniałam sobie, że wczoraj zgodziłam się, aby iść z nim do studio, gdzie będą nagrywać coś z chłopakami.

Wracając do pokoju od razu ubrałam moje kochane bransoletki, które zakrywały jakiekolwiek ślady po moim cięciu się. Nie chciałam, aby Ashton je zobaczył, tym bardziej jego mama. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział. To była moja tajemnica, każdy ma taki sekret, o którym wie tylko on sam. Moim było właśnie to.

Po upływie tej godziny zdążyłam przestać myśleć o tym, co zrobiłam. Nie lubiłam o tym myśleć, bo sama nie byłam z siebie zadowolona, wiedziałam, że to złe.

Zeszłam na doł, gdzie był Logan, a zaraz po mnie ze swojego pokoju również wyszedł Ash. Poszłam do salonu, bo od rana siedział tutaj mój brat razem z panią Annie, chwilę z nim posiedziałam, a następnie powiedziałam, że wychodzę, na moje szczęście młody nie miał nic przeciwko. Później poszłam do kuchni, gdzie był Ashton.

- To idziemy? - zapytał z delikatnym uśmiechem, na co przytaknełam i przeszłam na korytarz, a zaraz po tym pojawił się przy mnie Irwin. - Coś się stało?

- Nie, nic. - odpowiedziałam szybko. Ashton spojrzał na mnie podejrzliwie, a następnie przytaknął i już bez słowa wyszliśmy z domu. Panowała cisza, która szybko dobiegła końca.

- Dobra... To o co chodzi? - wydawało mi się dziwne, że tak szybko odpuścił, dlatego to pytanie zbytnio mnie nie zdziwiło.

- Mówiłam już, że nic... - jakoś nie chciałam teraz mu o tym mówić.

- Przecież widzę, że coś się stało... - spojrzał na mnie. Wziełam głęboki oddech i jako, iż już go trochę poznałam wiedziałam, że łatwo nie odpuści.

- Zadzwoniłam dzisiaj do swojej mamy... - spuściłam wzrok.

- Rozumiem, że tęsknisz za domem, ale już niedługo wrócisz, jestem pewien. - tak, chciałabym być smutna właśnie z takiego powodu.

- Ale mi nie o to chodzi... - trochę niepewnie na niego spojrzałam.

- Więc o co? - dopytywał, jednak nie robił tego jakoś natrętnie.

- Ona była pijana... Wczoraj była u swojego brata, mieli tam jakąś imprezę, a matka bawiła się tam w najlepsze... - powiedziałam coraz ciszej.

- To na pewno była jakaś jednorazowa...

- Ashton, czy ty naprawdę tego nie rozumiesz!? - przerwałam mu. Nie chciałam teraz słuchać, jak to moja matka się stara i szybko wrócimy. Wiedziałam, że to kłamstwo. - Ona ma nas w dupie. Nie ma dzieci to może robić, co i kiedy chce. - powiedziałam, a po moich policzkach powoli zaczeły spływać pojedyncze łzy. Ashton uważnie wysłuchał każdego mojego słowa i kiedy skończyłam nie wahał się długo, aby mnie przytulić. Jakoś mu zaufałam, tylko dlatego mu o tym powiedziałam.

- To wasza mama, na pewno się o was martwi... Może tylko w taki sposób na chwilę zapomnieć o tym, że was nie ma, bo cały czas się o to obwiniała?- oznajmił miło Ash. W sumie tak o tym nie myślałam.

- Prawidłowo, że się obwinia, gdybyśmy wtedy poszli stamtąd, jak prosiłam nigdybyśmy tutaj nie trafili... - powiedziałam odsuwając się od Ashtona, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że Irwin jeszcze nie wie konkretnie, dlaczego tu jesteśmy.

Ashton nie chciał pytać o to, ale mimo wszystko postanowiłam mu powiedzieć, powiedzieć jak tutaj trafiliśmy, bo domyślałam się, że w tym momencie jego ciekawość go zżera. Jako, iż do studnio mieliśmy dobre dwadzieścia minut drogi powiedziałam o wszystkim Ashtonowi, co z uwagą wysłuchał i próbował mnie chyba jakoś pocieszyć.

Później przez chwilę trochę głupio się czułam idąc z nim. W końcu on już wiedział o tym, co się stało, czyli jakby po części poznał moją rodzinę. Teraz byliśmy jak taki ambitny i utalentowany chłopak, pochodzący z normalnej, szczęśliwej rodziny i ja, taka biedna dziewczynka z problemami, której ambijcje spłyneły razem z wódką, która przelewała się w jej domu. Jak słodko...

Na szczęście zmieniliśmy temat, powiedział mi o piosenkach, które będą dziś nagrywać, "Heartache On The Big Screen" i "The Only Reason", brzmią całkiem fajnie, do tego w końcu usłyszę głos Luke'a... I Ashtona, Caluma i Michaela oczywiście też. Ta...

Po upływie tych dwudziestu minut dotarliśmy pod duży budynek, przed którym spotkaliśmy Caluma, z którym weszliśmy do środka. W porówaniu do Ashtona, Michaela czy Luke'a Calum przy mnie był trochę małomówny, albo najzwyczajniej mnie nie polubił, też może być.

Kiedy już spotkaliśmy się z resztą, chłopakom trochę to zajęło, aż spoważnieli i byli gotowi do nagrywania. Oczywiście są tak poważni, że Calum z Michaelem musieli wyjść z pomieszczenia, kiedy Luke nagrywał, Ashton jakoś się ogarnął. Więc najpierw nagrali Clifford z Hood'em, później Ashton i na końcu Luke. Hemmings najpierw nagrał "Heartache On The Big Screen", a później "The Only Reason". Muszę przyznać, że o ile w tej pierwszej ogromnie spodobał mi się jego głos, to w drugiej mnie chyba zahipnotyzował.

Przy śpiewaniu zwrotki jakoś wpatrywałam się w niego z uśmiechem na twarzy. Kochał to. Widziałam, że naprawde kocha to co robi, że uwielbia muzykę i jest w tym świetny. W końcu przeszedł do śpiewania refrenu i w tym momencie spojrzał w moje oczy.
"When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason"
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy już przez resztę tej piosenki, nie wiem, co było w tej piosence, a raczej w Luke'u, że tak nie mogłam oderwać od niego swojego wzroku.
Kiedy piosenka dobiegła końca, Hemmings wyszedł z pomieszczenia zadowolony z udanej pracy, a ja podeszłam do niego i przytuliłam, twierdząc, że świetnie to zaśpiewał.

Po skończonych nagraniach razem z Irwinem i Hemmingsem opuściliśmy studio, postanowiliśmy, a raczej oni postanowili, bo ja nie miałam nic do gadania, że pójdziemy na jakąś pizzę czy coś, gdyż dochodzi już siedemnasta.

Czas płynął naprawdę szybko z chłopakami, ale to w sumie lepiej, bo im szybciej będą leciały tutaj dni, tym szybciej wrócimy do domu, a naprawdę tego chciałam. Tak, mimo, że zapewne będę tęskniła za tymi chłopakami, z dwojga złego wolę wrócić już do domu i jestem pewna, że Logan także. Jestem tutaj dopiero czwarty dzień, ale to dla mnie już trochę za długo. Szkoda tylko, że nie wiem, kiedy wrócimy.

Z Luke'm i Ashtonem mieliśmy nawet dosyć dużo tematów, mimo, że pochodziliśmy z 'dwóch różnych światów'. Luke nie miał nic przeciwko rozmawianiu z Ashtonem na swoje tematy przy mnie. Jak miło. Tak, to ironia.

Kiedy dochodziła godzina dwudziesta pierwsza Ashton nagle przypomniał sobie, że miał jeszcze coś załatwić. Nie mam pojęcia, czy zrobił to specjalnie czy naprawdę o czymś zapomniał, ale Hemmings się zgodził, aby mnie odprowadzić do domu, bo jego może długo zejść. Ash szybko nas opuścił, więc zostałam sama z blondynem.

- To co... Wracamy? - zaproponował po odejściu Irwina, na co przytaknełam i już bez słowa ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. Jakoś nie wiedziałam, co powiedzieć, nie miałam pojęcia jak przerwać tę cisze.

- Więc... Bardzo nudziłaś się dzisiaj z nami w studio? - zapytał uśmiechnięty.

- Nie nudziłam się. - odpowiedziałam i także lekko się uśmiechnełam. - Wręcz przeciwnie, przynajmniej poznałam w końcu wasze głosy. A tak w ogóle... Świetnie zaśpiewałeś dzisiaj te piosenki. Płyta na pewno będzie świetna.

- Hmm... Naprawdę? - zaśmiał się.

- No jasne! To nic śmiesznego, ja mówię poważnie. - powiedziałam dumnie i spojrzałam na niego.

- Cóż... Skoro tak mówisz. - uśmiechnął się szeroko.

- I mam rację. - przytaknełam mu wesoła.

W końcu pomiędzy mną, a Luke'm zapadła cisza. To nie Ashton, więc nie miałam pojęcia, jak ją przerwać, chyba już nawet nie mieliśmy żadnych tematów do rozmów, bo co, mam go pytać o rodzinę? O ich zespół? Już w ogóle wolałam sobie oszczędzić. Jednak to zakłócanie ciszy na siłę nie było konieczne.

Kilkanaście metrów przed nami zobaczyłam Rossa. Tak, byłam pewna, że to on. Bałam się go, znałam go, więc wiedziała, do czego jest zdolny. Momentalnie się zatrzymałam, a kiedy Hemmings to dostrzegł także się zatrzymał.

- Coś się stało? - zapytał podchodząc do mnie.

- Luke, chodźmy stąd... - powiedziałam cicho, nie patrzyłam na niego, tylko na Rossa.

- Dlaczego? Przecież już wracamy, chodź. - domyślałam się, że po całym dniu w studio będzie zmęczony i nie będzie chciało mu się mnie odprowadzać, a tym bardziej wysłuchiwać moich narzekań.

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony, zrobił krok do tyłu i ponownie ruszył. Jednak nie zrobił zbyt wielu kroków, bo od razu złapałam go za nadgarstek, zatrzymując.

- Luke proszę cię, chodźmy stąd... - do moich oczu napłyneły łzy... To chyba wszystko przez te ostatnią akcję u mojej babci, to co on zrobił...

- Hej... - ponownie do mnie podszedł. - Co jest? - zapytał troskliwie i spojrzał w moje oczy.

- Tamten chłopak... - wzięłam głęboki oddech i wskazałam Luke'owi Rossa, który nie szedł najszybciej, więc szybko postanowiłam powiedzieć mu, o co chodzi, aby mnie stąd zabrał. - Można powiedzieć, że przez niego tutaj jestem... Tego dnia, kiedy trafiłam z bratem do Ashtona... Po prostu przez niego tu jesteśmy i ja... - powiedziałam przez łzy.

- Ty nie chcesz, aby cokolwiek podobnego ponownie się wydarzyło?

- Nie chcę... Boję się go... - spuściłam wzrok, a po moich policzkach spłyneły pojedyncze łzy.

- Posłuchaj... Nawet, jeśli on tutaj przyjdzie to nic... Obiecuję ci, że nie stanie ci się krzywda... Daję słowo, że przy mnie jesteś bezpieczna. - podniosłam wzrok i nieśmiało spojrzałam w jego oczy.

- Ufam ci... - powiedziałam cicho. Czy naprawdę mu zaufałam? Chyba tak, to dziwne, bo znam go trzy dni.

- Jeśli chcesz pójdziemy inną drogą. - uśmiechnął się lekko, ale po chwili spoważniał, na co przytaknełam.

Razem zawróciliśmy i szybkim krokiem zaczeliśmy iść w drugą stronę, na około. Doceniałam to, że Luke jednak mnie zrozumiał i zgodził się, aby isć tą okrężną drogą, naprawdę to doceniałam.

Hemmings nie miał odwagi, aby zapytać mnie o to, co działo się wtedy u mnie w domu, hmm, jakby zapytał nie wahałabym się na opowiedzeniu mu wszystkiego, jednak szedł bez słowa, więc ja wziełam na siebie przerwanie ciszy. Podziękowałam mu, na co odpowiedział, że nie ma za co, że mnie rozumie... To także było miłe z jego strony.

Później ponownie zapadła taka cisza, której nienawidziłam, a co gorsze, którą nie przerwał Luke, ani ja... Inny, doskonale znajomy mi głos. Razem z Luke'm od razu się odwróciliśmy. Przede mną stał Ross. Ostatni raz był tak blisko mnie, kiedy wytargał mnie z łazienki za włosy i nazwał dziwką... Wtedy w domu. Chyba to nie było dziwne, że się bałam?

Zaczął mówić coś na temat mnie i mojej matki, że mogła tedy nie wzywać policji, coś o tym, że to nie jest koniec i że ja i moje rodzina pożałuje. Nie wiedziałam, czy on w ogóle wie, że jesteśmy teraz w rodzinie zastępczej, chociaż w sumie co go to może obchodzić...

Mówił coś o mnie i mojej matce, sama w tym momencie nie miałam odwagi, aby coś mu odpowiedzieć, po prostu bałam się tego dupka. Na szczęście Luke nie miał takiego problemu. Pewnie zaczął zaprzeczać temu, co o nas mówił, bronił mnie. Chłopcy zaczeli się kłócić, ale ja wiedziałam, że przy Rossie na zwykłej kłótni nigdy się nie kończy, więc zaczełam bać się o Luke'a.

Miałam rację, ten kretyn Sykes zamachnął się na Hemmingsa, jednak na szczęście. Luke był na tyle szybki, że uniknął jego ciosu, wtedy Ross powiedział coś o tym, jak Luke wygląda, rany to, że Luke nie chodził w dresie jak Ross nie czyniło go pod żadnym pozorem gorszym. Nienawidzę tego człowieka. A to, że się go boję, to już co innego. Nie zdziwiłam się, że po kłótni z Hemmingsem, Ross zwrócił się znowu do mnie. Coś tam krzyczał. Nie odzywałam się, mimo, że wiedziałam, że z uderzeniem mnie nie miałby większego problemu. Tak też chciał zrobić, ale Luke znowu był szybszy i momentalnie znalazł się przede mną, przez co oberwał w ramię, wiedziałam, jaką Ross miał siłę, mimo to osiemnastolatek nawet się nie skrzywił, chociaż mogłam się domyśleć, że w duchu krzyczał.

Sykes znowu zaczął coś krzyczeć, mogłabym domyślić się, że by nie odpuścił, gdyby nie to, że zauważył jadący w oddali radiowóz policyjny. Wiem, że miał z nimi problem, więc mówiąc jeszcze coś do nas, odwrócił się i tak po prostu odszedł.

Cały czas byłam w szkoku, więc przez chwilę wpatrywałam się w odchodzącego Rossa, a nastepnie oprzytomniałam i przypomniałam sobie, że Luke dosyć mocno od niego oberwał. Przeszłam przed Hemmingsa, on także wpatrywał się w odchodzącego Rossa. Szybko wziełam glęboki oddech i przytuliłam go. Zapewne nie wiedział, jak bardzo doceniałam to, co właśnie zrobił. Lekko oparłam czoło o jego ramię, w które dostał, było mi okropnie przykro, że to musiało się tak stać, ale to nie do końca była moja wina... Luke tylko lekko położył dłonie trochę powyżej mojej talii, a następnie również mnie przytulił.

- Dziękuje... - wyszeptałam, a po moich policzkach od początku spotkania z Rossem spływały łzy.

- Jesteś cała? - zapytał troskliwie, spojrzałam na niego i kiwnełam głową.

- A i przepraszam, że przeze mnie... On.. Dziękuje ci za to, że mnie obroniłeś, ale przepraszam, że przeze mnie niesłusznie oberwałeś... - spojrzałam w jego oczy.

- Nie musisz ani dziękować, ani przepraszać. Najważniejsze jest to, że tobie się nic nie stało. - oznajmił miło. Jeszcze chwilę tak staliśmy, powiedziałam mu jak to było w domu, jeszcze chwilę o tym rozmawialiśmy, ale później stwierdziliśmy, skoro dochodzi dziesiąta najwyższy czas wracać.

Jednak na chwilę się zatrzymaliśmy i usiedliśmy na jakimś przystanku, było już dosyć późno, więc raczej nikogo tutaj nie było. Westchnełam ciężko i powoli zaczełam myśleć o tym wszystkim, co się stało. Ross... Ross. Po cholerę on tutaj przylazł?! Przecież mógł zrobić Luke'owi coś gorszego... I tak już się obwiniałam, że Hemmings oberwał w ramię, to jakaś masakra.

- Wszystko w porządku? - zapytał Luke przerywając ciszę i przysunął się do mnie.

- No jasne... Jeszcze raz dziękuje, że mnie obroniłeś, że mnie tam nie zostawiłeś... - spojrzałam na niego, a do moich oczu ponownie napłyneły łzy.

- Nie masz za co mi dziękować, myślę, że każdy zachowałby się tak samo... Nie myśl o nim, wszystko będzie dobrze. - pocieszył mnie i niepewnie przytulił, bez wahania odwzajemniłam uścisk.

- Boże... Ale ten idiota jest też tutaj... Dobra, nie ważne... - wymamrotałam i z Luke'm odsuneliśmy się od siebie, wyciągnełam moją komórkę z kieszeni spodni i spojrzałam na zegarek: 10:06 pm.

Dosłownie po chwili minął nas jakiś samochód, z którego jakiś dwóch mężczyzn dziwnie się na nas patrzyło, po tej akcji z Rossem wystraszyłam się ich, więc od razu wstałam z miejsca, słysząc, że zawracają.

- Luke, wracamy? - zapytałam nerwowo, na co blondyn przytaknął mówiąc ciche 'jeśli chcesz', po czym wstał i obydwoje dosyć szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domu Ashtona, do którego mieliśmy może 600 metrów, jednak nieznajomy samochód zajechał nam drogę, a wtedy z niego wyszło dwóch mężczyzn. Spojrzałam na Luke'a i od razu się do niego przybliżyłam.

- James George, razem z kolegą jesteśmy z policji, dzisiaj 'patrolujemy' okolicę. - w tym momencie chyba mi ulżyło, wolałam już te policję, niż znowu jakiejś sprzeczki między Luke'm i jakimś koksem.

- Kurwa... - wyszeptał Luke i spojrzał na mnie, a nastepnie ponownie na niego.


________________________


No więc mamy kolejny. Mam nadzieję, że jako tako się spodoba, bo niezbyt się udał :> chociaż muszę przyznać, że akcja z policją, którą będe kończyć w kolejnym rozdziale wydarzyła się naprawdę xD Soo... Komentujcie :'D Kolejny nie mam pojęcia, kiedy dodam, ale myślę, że w przyszłym tygodniu :)

czwartek, 7 sierpnia 2014

- 0 0 3 -


Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez nie do końca zasłonięte okno. Chyba dawno nie spałam tak dobrze. Przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Obok siebie ujrzałam śpiącego Ashtona. Na początku próbowałam sobie wyjaścić, co ja tutaj robię, a później przypomniało mi się to, co stało się w nocy... Nad ranem. Uśmiechnełam się lekko sama do siebie, a wtedy Ash się obudził i szybko na mnie spojrzał, po czym szeroko się uśmiechnął.

- Długo już nie śpisz? - zapytał lekko zachrypniętym, zaspanym tonem.

- Dosłownie chwilę. - uśmiechnełam się, co Irwin odwzajemnił. Jakoś nie zdziwiło go, że tu jestem. Trochę niepewnie położyłam głowę na jego ramię i wescthnełam cicho.

- I jak ci się spało? - zapytał miło. Zamknełam oczy, ale mogłam domyślić się, że już szerorko się uśmiecha.

- O wiele lepiej niż z wiercącym się Loganem. - zaśmiałam się cicho.

- Cóż... To zapraszam częściej. - oznajmił lekko rozbawionym tonem. Miałam zamiar odpowiedzieć, że to zapamiętam, ale nie zdążyłam, bo ktoś zapukał w drzwi. Ash powiedział trochę niewyraźne 'proszę', aby ta osoba weszła, a wtedy w drzwiach ukazał się lekko wystraszony Logan.

- Ashton, nie wiesz gdzie je... - stanął jak wryty. Nie dziwiłam mu się. Szybko zmieniłam pozycję na siedzącą, Ash zrobił to samo. Bałam się reakcji brata... Już raz mój dobry znajomy u mnie został na noc. W związku, że nie miał gdzie spać, spaliśmy w moim łóżku. Tylko spaliśmy. Logan zobaczył to rano i był na mnie zły. Nie do końca wiedziałam, dlaczego, ale chyba wtedy się na mnie obraził. Miałam tylko nadzieję, że tym razem tak nie będzie.

- Logan... Przyszłam tutaj... - zamierzałam coś wymyślić... Rany, czy ja naprawdę chciałam tłumaczyć się pięcioletniemu bratu? Chyba tak. Jednak przerwałam widząc, uśmiech na jego twarzy. - Wracaj do pokoju, zaraz do ciebie przyjdę. - powiedziałam lekko uśmiechnięta. Logie zadowolony przytaknął i wyszedł z domu.

- Rany... Nawet o nim zapomniałam. - pokręciłam głową i się zaśmiałam.

- Hej... Ale przynajmniej się ucieszył. - uśmiechnął się i spojrzał na mnie.

- Ja na twoim miejscu cieszyłabym się, że tak bardzo cię polubił. W przeciwnym razie przez jakiś tydzień by się do mnie nie odzywał. - odparłam poprawiając swoje włosy. - W każdym razie... Dziękuje za... TO. I będe wracać do Logana. - uśmiechnełam się.

- No jasne, jasne. - zaśmiał się tym swoim charakterystycznym śmiechem. Wstałam z łóżka, już tylko posłałam mu uśmiech i wyszłam z jego pokoju, przechodząc do mojego.

Tam najpierw się przebrałam, zrobiłam mój codzienny makijaż, a następnie - jak już zawsze - ubrałam po kilka bransoletek na obie ręce. Dopiero wtedy zajełam się bratem, co i tak nie potrwało długo, bo po kilkunastu minutach zeszliśmy na śniadanie.

Po skończonym posiłku Logan pobiegł po swojego już ulubionego pingwina, a następnie wrócił tutaj i zaczął bawić się tak samo, jak wczoraj. Natomiast ja zajełam się swoim telefonem.

- Mam propozycję. - oznajmił zadowolony głos nikogo innego, jak Ashtona, podniosłam wzrok i spojrzałam na blodnyna.

- No, słucham. - uśmiechnełam się w jego stronę.

- Nie będziesz cały dzień siedziała w domu. Chodź, przejdziemy się gdzieś. - zaproponował zadowolony. Nie byłam tutaj długo, ale zdążyłam zauważyć, że Ash to chłopak, który potrafi cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Tym bardziej jeśli kogoś uszczęśliwi.

- A co z Loganem? - nie ukrywałam, że zadowolił mnie taką propozycją, ale znowu co z moim bratem?

- Gadałem z mamą. Ona dziś spotyka się ze swoją dobrą znajomą, ona ma syna mniej więcej w wieku Logana. Weźmie go ze sobą, bo chyba lepiej, żeby pobawił się z kimś w swoim wieku, niż żeby szedł z nami i się nudził? - no w sumie miał racje..

- Niech stracę? - odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem.

- Super. - ucieszył się. - To ty mu to oznajmisz, czy ja mam się tym zająć? - zapytał unosząc dwukrotnie drwi.

- Jaa. - zaśmiałam się. Po chwili oznajmiłam Loganowi, że dziś pojedzie gdzieś z panią Annie. On się ucieszył, jako, iż bardzo ją polubił. Kiedy zapytał co ze mną, powiedziałam, że zostaję z Ashtonem w domu. Nie lubiłam go kłamać, ale gdybym powiedziała, że gdzieś wychodzimy, na pewno chciałby iść z nami.

Po jakiejś godzinie Logan i pani Annie wyszli z domu. Oczywiście musiałam pożegnać się z bratem, a zaraz po nich z góry zszedł, a raczej zbiegł Ashton.

- No, to skoro oni już poszli, teraz my? - uśmiechnął się, oczekując odpowiedzi.

- Ta, chodźmy. - wzruszyłam obojętnie ramionami, uśmiechając się lekko.

- Coś nie tak? - zapytał torskliwie, podchodząc do mnie.

- Nie, nie... Wszystko dobrze. - uśmiechnełam się nieco szerzej, dawając mu tym samym znak, że jest w porządku.

- Na pewno?

- Na pewno. To co, idziemy? - Ash przytaknął, zabrał jeszcze swój telefon, klucze od domu i wyszliśmy. Najpierw szliśmy przed siebie, a następnie skręciliśmy, jak się domyśliłam - w stronę parku. Na początku gadaliśmy o samych głupotach, coś, jak mi się tu podoba i z Loganem dobrze się tu czujemy. Nie chciałam poruszać tematu poprzedniej nocy, w sumie to jakby nic, ale jednak...

Później zapadła cisza, którą tym raziem nie wiedziałam, jak przerwać, nie wiedziałam, co może go interesować. Ale na szczęscie tym razem on wziął to na siebie.

- A znasz może zepsół 5 Seconds Of Summer? - zapytał po chwili ciszy. Parchnełam cichym śmiechem.

- Co? Nie, nie znam ich... Ale nazwę to mają fajną. - powiedziałam trochę rozbawiona. - Co grają? Pop, czy Regge? - tak, to było dla mnie trochę śmieszne, dla Ashtona nawet też, ale po chwili lekko spoważniałam, zostawiając jedynie niewielki uśmiech na twarzy. - Dlaczego pytasz? - spojrzałam na niego.

- A tak... Z czystej ciekawości... Bo w sumie, to ja jestem ich perkusistą. - uśmiechnął się. W tej chwili moje duże oczy stały się jeszcze większe. Nie ukrywam, że trochę mnie zaskoczył, ale co ważniejsze... Znowu zrobiłam z siebie taką debilkę, jak ostatnio?

- Naprawdę? - no tego bym się nie spodziewałam, na prawdę.

- No tak... To takie dziwne? - zaśmiał się.

- To nie to, że dziwne... Po prostu się nie spodziewałam... - zaśmiałam się nerwowo.

- Jeśli to cię zdziwiło, to wyobraź sobie, że w zespole są jeszcze Luke i Calum, a co ważniejsze, Mikey też. - zaśmiał się wesoło.

- No to tu mnie zaskoczyłeś. - pokręciłam głową z lekkim rozbawieniem. - Dobra, to na czym gra Michael? - jakoś mnie to zaciekawiło.

- Na gitarze, plus śpiewa. - odpowiedział dumnie. - Luke też na gitarze i oczywiście śpiewa i Calum na basie... I tak, też śpiewa. - ponownie się zaśmiał.

- No nieźle... - zaśmiałam się. - Michael śpiewa? Hmm.. - pokręciłam głową. W sumie bardziej spodobała mi się wieść, że Luke umie śpiewać i grać.

- Jednak nie jesteśmy tacy beznadziejni, co? - spojrzał na mnie szeroko uśmiechnięty.

- Wy beznadziejni? Nigdy tak nie uważałam. - odwzajemniłam jego uśmiech. Tak, na początku myślałam, że Luke to taki pusty blondasek, a Michael to kompletny idiota, ale co jak co, ale nie twierdziłam, że są beznadzienji. Do tego to, że mają jeszcze jakieś talenty jeszcze bardziej im plusuje.

- Jasne, jasne. - pokręcił w zabawny sposób swoją głową i poprawił swoją bandankę, którą, jak zauważyłam, miał dziwną manię nosić na głowie.

- Taak! - zaśmiałam się i lekko pchnęłam go w ramię.

- Dobra! Dobra! Powiedzmy, że ci wierzę! - odpysknął wydając z siebie swój jakże charakterystyczny śmiech.

- No dobra Ash, gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam po chwili z uśmiechem, który przy Ashtonie nie znikał z mojej twarzy.

- Zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo, a dosłownie po kilku minutach usłyszałam dobrze już znajomy mi głos. Westchnełam cicho i wymamrotałam tylko ciche 'o nie...'. Spojrzałam na Irwina, który w porównaniu do mnie ucieszył się na widok zielonowłosego przyjaciela. Ponownie spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam tam resztę Wesołej Kompanii. Przewróciłam oczami, mogłam się domyślić, że Ash będzie chciał się z nimi spotkać, ale... To w sumie lepiej? Może trochę lepiej ich poznam.

- Oh, a więc do nich mnie prowadzisz? - zaśmiałam się, na co Ashton z uśmiechem przytaknął.

- A tak od razu... Jutro nagrywamy ostatnią piosenkę na płytę... Chcesz iść ze mną? - jakoś dalej dziwnie mi to brzmiało... To znaczy ta płyta... On gra w zespole!

- A pocóż ja wam tam jeszcze potrzebna? - spojrzałam na niego, unosząc pytająco brwi.

- Zobaczysz jak to jest w prawdziwym studio... No, chyba, że wolisz przesiedzieć cały dzień w domu. - uniósł dwukrotnie brwi, patrząc na mnie.

- Dobra, idę. - zaśmiałam się. Po krótkiej chwili doszliśmy do przyjaciół Irwina. Przywitanie jakoś poszło, a później zaczeliśmy po prostu iść przed siebie bez żadnego konkretnego celu. Nie mineło dziesięć minut, kiedy Michael z Ashtonem wykrzyczeli, że idą na plac zabaw, co też zrobili, więc ja z pozostałą dwójką również się tam udałam.

Cała czwórka rozlazła się w swoje strony, to było zabawne patrzeć, jak bawią się, jak dzieci. Powoli zbierało się na deszcz, więc plac zabaw był pusty. Zaczełam ich obserwować, to, jak Michael wspina się na wysoką i kręconą zjeżdzalnie, jak Calum chuśta się na chuśtawce, stojąc, jak Ashton wychodzi po drewnianym domku dla dzieci w piaskownicy i to, jak Luke kręcił się coraz szybciej na karuzeli.

Mimo, że mieli mniej więcej dwadzieścia lat w tym momencie zamienili się w dwunastolatków, którzy dopiero co wyszli z domu. Ale to było urocze. Oczywiście ja w śród nich robiąc tak czułabym się trochę dziwnie, choć nie powiem, że nieswojo.

Planowałam jakoś zająć się sobą, kiedy usłyszałam, że Ashton mnie woła. Gwałtownie się odwróciłam, a wtedy mało co nie weszłam na Luke'a, który zszedł... Nie, on zeskoczył z tej karuzeli. To było coś dziwnego, ale przez dobrą chwilę bez słowa wpatrywałam się w niebieskie oczy Hemmingsa. Naprawdę nie wiedziałam, jak on to zrobił, że momentalnie znalazł się tak blisko, ale nie wnikałam.

Gdyby dobrze pomyśleć, nasze twarze dzieliły pojedyncze centymetry i pewnie gdyby nie Ashton, który ponownie mnie zawołał, dalej odpływałabym w oczach blondyna, ale nie...

Podeszłam do Ashtona, on zapytał coś o Logana, chyba jego mama pytała, odpowiedziałam i już byłam 'wolna'. Przez jakiś czas również zajełam się czymś na placu zabaw, tak spędziliśmy naprawdę sporo czasu. Ja przy okazji dostrzegłam, że oni zachowują się jak zgodni bracia, rozśmieszają się i razem się z siebie śmieją. Szczęściarze. Ja jakoś nigdy nie umiałam sobie kogoś takiego znaleźć, ale z teraz nawet się cieszę, przynajmniej nie mam za kim aż tak bardzo tęsknić.

Pod wieczór wstąpiliśmy jeszcze do jakiejś pizzerii, wcześniej mogłam stwierdzić, że lubią dziecinne zabawy, a teraz mogłam to potwierdzić, a raczej te kawałki latającej pizzy, naprawdę dziwię się, że nie wywalili ich... Nas z tego lokalu.

Później chłopaki postanowili jeszcze się gdzieś przejść, widać, że nie spieszyło się im do domów i nie chcieli się rozstawać. A ja cóż... Raczej nie miałam innego wyjścia, ale obecność chłopaków mi nie przeszkadzała. Okazali się być naprawdę świetni. Dopiero wtedy postanowiłam w końcu zagadać do Luke'a, chociaż nie... To zabrzmiało, jakbym chciała go poderwać, a chciałam tylko pogadać. Nawet niezbyt długo.

Idąc całą piątką i oczywiście zajmując całą drogę, poprosiłam Luke'a, aby na chwilę zwolnił, bo mam mu coś do powiedzenia, oczywiście się zgodził i tak też zrobił.

- Więc... O co chodzi? - zapytał lekko uśmiechnięty i spojrzał na mnie.

- Emm... Przepraszam za tamto. - powiedziałam szybko.

- To w parku? - przytaknełam. - Żartujesz sobie? Przecież nic się nie stało! - uśmiechnął się wesoło.

- Dobra... Chciałam to tylko wyjaśnić. - pokręciłam głową i uśmiechnęłam się lekko.

- Hej... Czy coś się stało? - zapytał po chwili z troską w głosie.

- Co? Nie, nic... - odpowiedziałam szybko.

- Na pewno? - zapytał dla pewności. To było miłe z jego strony, naprawdę.

- Na pewno. - uśmiechnełam się. Nie powiem, bo ten jego uśmiech jakoś poprawił mi humor.

- No dobrze, mam nadzieję. - dodał z uśmiechem, który nie znikał z jego twarzy. Później już dołączyliśmy do chłopaków. Spędziliśmy razem jeszcze może dwie godziny. Kiedy mieliśmy się już rozstać Luke niespodziewanie przytulił mnie na pożegnanie, co bardzo mnie ucieszyło, ale jednak tylko lekko się uśmiechnełam i odwzajemniłam uścisk, Michael miał jakieś pretensje, więc jego też przytuliłam. Przytulał całkiem dobrze. Boże, o czym ja gadam...

Kiedy wracaliśmy z Ashtonem próbował jak najwięcej dowiedzieć się, jak mi się podobało, bo jedna odpowiedź 'było w porządku, bardzo fajnie' mu oczywiście nie wystarczała, więc powiedziałam otwarcie, że bardzo mi się podobało i po części zazdroszczę mu takich przyjaciół.

Rozmowa ciągneła się dobrze do póki nie doszliśmy do domu, gdzie przywitała nas pani Annie, która miała pretensje do Ashtona, że tak długo mnie nie było i oznajmiła mi, że mam iść uspać brata, bo sam nie chce spać. Nie chciałam się kłócić, więc tak też zrobiłam.

Później już sama poszłam się wykąpiać i, jako, iż było już po dwudziestej trzeciej, jak usnął, sama poszłam spać. Jednak przed zaśnięciem myślałam o tym, co się dzisiaj wydarzyło, ale również o tym, co będzie jutro. Powoli zaczełam się zastanawiać, czy Ashton jest taki miły sam z siebie, czy musi... Ale później zdałam sobie sprawę, że to jednak Ashton... Jest miły sam z siebie. Mam nadzieję...

Tak skończył się trzeci dzień. Udany dzień. Zajebiście udany dzień między innymi z Luke'm. Co ja gadam...


~~~

Napisałam! :D Dodałabym go tak ze dwa dni wcześniej, ale kończyłam dziś koło drugiej w nocy, więc mam ogrooomną nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :)
Nie mam pojęcia, kiedy dodam kolejny, ale myślę, że jakoś za tydzień, a w każdym razie tak się postaram, a wiadomo, że może wyjść inaczej :p
Pod ostatnim rozdziałem było 6 komentarzy, za które dziękuje. Ona naprawdę motywują i im ich więcej tym większa motywacja, czyli szybszy rozdział... Just sayin' :'D

~ Cat.

piątek, 1 sierpnia 2014

- 0 0 2 -

Kiedy tylko wróciliśmy do domu przywitał mnie mocny uścisk brata. Uwielbiałam to. Często witał mnie tak, jak wracałam ze szkoły lub od znajomych. Od razu wesoły Logie odpowiedział mi o tym, co robił, kiedy mnie nie było. Hmm, praktycznie cały czas spędził na zabawie z mamą Ashtona, cieszyłam się, że był zadowolony, a ona poświęciła mu tyle czasu. Cóż... To jej praca.

Zaraz po moim wejściu do domu wszedł także Ashton, który zaproponował zaniesienie walizli z rzeczami moimi i brata do góry. Tak więc zrobił, a kiedy odstawił ją w pokoju zbiegł na dół uśmiechając się do mnie szeroko, a następnie krzyknął szybkie "wychodzę" i tak też zrobił.

Razem z Loganem wróciliśmy do naszego pokoju i postanowiłam, że jeśli zostaniemy tutaj jeszcze przez jakiś czas, dobrze byłoby się rozpakować, chociaż nie lubiłam tego robić. Po kilkunastu minutach skończyłam układać nasze rzeczy. Później do kolacji siedziałam w pokoju z bratem. On wyraźnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co tu się dzieje. Ale tym lepiej. Chyba sama wolałabym być tego wszystkiego nieświadoma.

Pod wieczór zeszliśmy na kolację, a zaraz po niej Logan poszedł spać. Ja też byłam zmęczona, więc również sie już położyłam, jednak zanim usnełam napisałam do Natalie, mojej dobrej znajomej. Dopiero teraz wszystko jej wyjaśniłam, ona wyraźnie się tym przejeła. To było kochane z jej strony. Po chwili ciszę panującą w domu przerwały mi znajome mi głosy Ashtona i jego mamy, wygląda na to, że się kłócili... Dla mnie to było coś zupełnie normalnego, więc nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, a po niedługim czasie zasnełam.

Tak dzień pierwszy dobiegł końca. Chciałabym chociaż wiedzieć, do kiedy mam tak odliczać, choć to i tak głupie.

~~~

Rano, jak zawsze obudził mnie Logan. Zaczął się wiercić po łóżku i niezbyt cicho bawić zabawkami, które przywiozła nam wczoraj mama. Na początku chciałam jeszcze chociaż na chwilę zasnąć, jednak przy nim to było niemożliwe, bo po chwili młody zaczął chodzić po łóżku, przez co rozbudził mnie już do końca.

Później plan dnia wyglądał tak samo, jak wczorajszy; najpierw zeszliśmy na śniadanie, po czym udaliśmy się zpowrotem na górę, przesiedzieliśmy tam razem. Logan chwilę narzekał, że chce wrócić do domu, wtedy uspokajałam go i zapewniałam, że już niedługo wrócimy, chociaż sama nie byłam tego pewna.

Po południu zeszliśmy na obiad, a po nim znowu wylądowaliśmy w swoim pokoju, ale nie byliśmy długo sami, bo do pomieszczenia wszedł Ashton. Złożyło się tak, że ja stałam przy drzwiach, a Logan siedział na łóżku.

- Macie zamiar siedzieć tutaj tak przez cały dzień? - zapytał uśmiechnięty Ash i spojrzał na mnie. Akurat mnie nie było do śmiechu, więc tylko poważnie na niego spojrzalam. Westchnął cicho, a następnie spojrzał na mojego brata, podszed do niego i przykucnął obok.

- Słuchaj... Za chwilę przyjdą do mnie moi przyjaciele, chcesz ich poznać? - zaproponował z uśmiechem. Logan nie znał go jeszcze dobrze, więc widziałam, że czuł się dziwnie.

- A nic mi pan nie zrobi..? - zapytał cicho. Zrobiło mi się okropnie smutno, słysząc jego pytanie. Zapewne kierował je sytuacją z Rossem.

- Oczywiście, że nie! - odpowiedział od razu, a Logie spojrzał na mnie, po czym Ash również, a po chwili obydwoje ponownie spojrzeli na siebie. - Victorii też nie. Obydwoje jesteście tutaj bezpieczni. - zapewnił z uśmiechem. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że mogę mu zaufać.

- To mogę iść z panem... - na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech.

- Ale najpierw... Nie mów mi na 'pan', zgoda? Jestem Ashton. - oznajmił wesoły, na co Logan przytaknął i zeskoczył z łóżka, a następnie razem z dwudziestolatkiem podeszli do drzwi.

- Ty idziesz? - zapytał miło Ash. Normalnie pewnie bym nie poszła, ale jeśli mój młodszy brat szedł, ja również. Pokiwała głową na 'tak' i razem zeszliśmy na dół.

Logan od razu zauważył kąt w salonie, w którym było całkiem sporo zabawek dla chłopca w jego wieku. Od razu tam podszedł, Ash wyraźnie chciał mi coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo bez słowa podeszłam do brata i usiadłam na fotelu obok niego.

Po dosłownie kilku minutach do domu bez pukania, jakby nigdy nic, głośno weszli, jak się domyśliłam ci znajomi Ashtona. Oczywiście w pierwszej kolejności orzywitali się z przyjacielem, a później właśnie z nim podeszli do nas. Oh, super! Pan Fajne Buty Chodźmy Się Jebać też tu jest...

Najpierw podszedł do mnie blondyn o niebieskich oczach i delikatnych rysach twarzy.

- Więc... Jestem Luke. - przedstawił się wyciągając w moją stronę swoją prawą dłoń, którą niepewnie lekko uścisnełam na znak przywitania. Dobra, co jak co, ale jemu trzeba to przyznać, że jest zajebiście przystojny.

W drugiej kolejności podszedł do mnie brunet o ciemnej karnacji i uśmiechnął się szeroko.
- A ja Calum, miło mi cię poznać. - oznajmił wesoło i z nim również uścisneliśmh sobie dłonie.

Jako ostatni podszedł Micha...eee... Czy on wczoraj czasem nie miał innego koloru włosów? Dam głowę, że miał niebieskie.... Teraz ma zielone... Nie wnikam. Naprawdę.

- A my mieliśmy już wczoraj okazję się poznać. - oznajmił zadowolony.

- "Fajne buty, chodźmy się jebać", pamiętam cię. - uśmiechnełam sie lekko, nie chciałam wyjść na laskę, która po byle czym strzela focha.

- Więc, jako, iż już się znamy, może chociaż mnie przytulisz, w ramach... No wiesz, naszej znajomości. - wyszczerzył zęby. W tym momencie miałam zamiar zaśmiać mu się w twarz, ale jednak się powstrzymałam.

- A którz tu jest?! - krzyknął wesoły Michael, widząc Logana. Od razu do niego podszedł. Człowieku, zastanów się, czy chcesz zarywać do dziewczyn, czy małych chłopców. Oczywiście teraz wszyscy musieli przedstawić się młodemu, jednak kiedy Luke to zrobił został przy nim jeszcze chwilę i zza siebie ukazał pluszowego pingwina, którego wręczył Loganowi.

- Ashton mówił, że tu będziesz, więc... Wziąłem ze sobą misia dla ciebie. - powiedział uśmiechnięty. To słodko wyglądało, tym bardziej, że po tym Logie go przytulił i oczywiście podziękował.

Luke przechodząc do chłopaków, musiał najpierw przejść obok mnie, a w tym czasie się zatrzymał.

- Cóż... Stwierdzam, że nie zadowoli cię już pluszowy pingwin... Ale mogę dać ci etui na iPhone'a w pingwiny. - uśmiechnął się lekko, no tak... Uśmiech też miał niesamowity. Ale czar prysł. W tym momencie zorientowałam się, że to po prostu ładny, ale głupi blondasek. No jasne.

- Taa... iPhone'y to chyba trochę za wysoko jak na mnie. - powiedzialam jakby z wyrzutem i wróciłam do Logana, pan Pingwin też wrócił do reszty chłopaków.

Przez chwilę z uśmiechem patrzyłam, jak bawi się nowym pingwinem, ale później usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a, więc od razu zabrałam się na odpisywanie.

- Victoria... - usłyszałam głos brata, więc uniosłam wzrok ponad moją komórkę i spojrzałam na niego.

- Tak skarbie? - tak... On był dla mnie jak własny syn. Czasem sama bardziej go tak traktowałam, niż nasza matka...

- Jestem głodny... - powiedział nieśmiało.

- To powiedz to Ahtonowi... Jestem pewna, że z przyjemnością da ci coś do jedzenia. - uśmiechnełam się. Logan bez chwili wahania podszedł do Ashtona, chyba go polubił, nadal trzymał pingwina od Luke'a. Wyglądał tak słodko z tą zabawką.

Uśmiechnełam się szeroko i wróciłam do odpisywania na sms'a, którego dostałam przed chwilą, ale nie dokończyłam, gdyż usłyszałam już znajomy mi głos.

- Słuchaj... Wyszło dosyć dziwnie... Nie chciałem... Ehh... Po prostu przepraszam. - znajomy głos należał do Luke'a. Kiedy tylko zaczął swoją wypowiedź wstałam i spojrzałam na niego.

- Wiesz co? Nie przepraszaj... Po prostu to sobie daruj. - zaczełam poważnie, więc on także spoważniał. - Wiem, co ludzie o mnie myślą i wiem, jaka jestem w ich oczach. Nie mam iPhone'a i zapewne nigdy nie będe miała. Ale nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że moja rodzina za takiego iPhone'a wyżyje przez trzy miesiące. Daj spokój. Przyzwyczaiłam się, że ja czy Logan jesteśmy gorsi od ludzi jak ty i twoi przyjaciele... Nigdy nie będziemy mieć tego, co ty. - wyznałam, a do moich oczu napłyneły łzy. Nie czekałam na żadną jego reakcję, bo po jego minie widziałam, że zdziwiło go to, co powiedziałam i nie za bardzo wiedział, co powiedzieć. Westchnełam cicho i bez zastanowienia wyminełam chłopaka i poszłam, a raczej pobiegłam do siebie.

Byłam przez chwilę sama, ale usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Byłam pewna, że to Logan, bo przecież zostawiłam go na dole z nieznajomymi chłopakami, co nie bylo zbyt mądre. Szybko otarłam swoje łzy i odwróciłam się w tamtą stronę. Ku mojemu zdziwieniu nie było Logana, a Ashton.

- Victoria... Co się stało? - zapytał cicho, z wyczówalną torską w głosie.

- Nic, jak tylko... Zachowałam się jak idiotka i wydaje mi się, że powinnam przeprosić Luke'a... - westchnełam ciężo, a po moich policzkach ponownie zaczeły spływać łzy. Ashton najwyraźnie długo się nie wahał, bo zaledwie po chwili mnie przytulił. To było miłe z jego strony, więc odwzajemniłam jego uścisk.

- Ale nie płacz... - szepnął, odsunął się trochę ode mnie i delikatnym ruchem otarł moje łzy.

Chciałam zapytać, ile my tutaj będziemy, ale nie zdążyłam, bo do pokoju wszedł nasz kochany pan Pingwin.

- To może ja was zostawię? - zaproponował Ash. Przytaknełam głową, Luke to samo, więc chłopak jeszcze lekko się uśmiechnął i wyszedł. Przez chwilę staliśmy w ciszy, aż w końcu on się odezwał:

- Posłuchaj... Wyszło głupio... Nie z tym pingwinem nie chodziło mi o to, że jestem lepszy, bo mam iPhone'a, bo nie jestem... pod żadnym pozorem tak nie jest, nie myśl, że jest inaczej... - próbował mnie przeprosić? Chyba tak... Widać, że nie aż taki głupi ten blondasek.

- Dobra, zapomnij o tym. - czy ja chcę udawać wredną suke? Nie... To nigdy mi nie wychodziło. - Nie... To ja przepraszam za tamten 'wykład', to było dziwne, wiem.. - uśmiechnełam się lekko.

- Nie było aż tak źle. - zaśmiał się cicho.

- Oh, dzięki. - również się zaśmiałam cicho. - W każdym razie... Miło mi cię poznać Luke... Chwila... Ty masz na imię Lucas, racja? - spojrzałam na niego, lekko unosząc brew.

- No niby taak... Ale jednak wolę Luke, więc proszę, Luke, nie Lukas. - odpowiedział lekko rozbawiony.

- No jasne, jasne. - uśmiechnełam się. Jeszcze chwilę byliśmy w moim pokoju i rozmawialiśmy o takich dosyć dziwnych rzeczach. Ale przynajmniej znaleźliśmy jakieś tematy...

Później zeszliśmy na dół, gdzie już obydwoje dołączyliśmy do reszty. Chłopcy siedzieli chyba do północy, nie wiem konkretnie, ja poszłam z Loganem do góry koło dwudziestej pierwszej, gdyż musiałam położyć go spać, a później już tam zostałam. Wywnioskowałam, że już poszli, ponieważ na dole zrobiło się cicho i ciemno. Ash poszedł do siebie przed pierwszą w nocy, wtedy, kiedy wróciła jego mama.

Hmm... Tak właśnie kończy się dzień drugi..?

Nie mogłam spać. Co chwilę się budziłam, więc koło czwartej rano/w nocy stwierdziłam, że nie chcę tutaj tak bezczynnie leżeć. Chyba kogoś potrzebowałam. Teraz i przy mnie. Ale nie chodziło mi o Logana, on słodko sobie spał.

Cały czas myślałam tylko o tym, kiedy wrócimy do domu, możliwe, że to przez to łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.

Wstałam z łóżka, ocierając je tym samym. Wziełam głęboki oddech i cicho wyszłam z pokoju. Od razu skierowałam się w stronę drzwi do pokoju Ashtona. Teraz już wiedziałam, że potrzebuję jego. Jego bliskośći. Jego.

Wzięlam głęboki oddech i lekko zapukałam w drzwi. Jednak szybko się rozmyśliłam, jednak zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek krok do tyłu, Irwin otworzył drzwi. Był zaspany, wyraźnie go obudziłam. Przetarł swoje oczy, a następnie spojrzał na mnie, zaczynało świtać, więc zobaczył, że płaczę.

- Victoria...? Co się stało? - zapytał cicho, aby nie obudzić śpiących. - Wejdź... - otworzył szerzej drzwi, a następnie ja za mną zamknał.

- Ashton proszę... Powiedz mi szczerze... Kiedy my wrócimy...? - zapytałam załamującym się głosem i spojrzałam w jego oczy.

- Mam być szczery? - przytaknełam. - Niezbyt szybko. To może potrwać kilka miesięcy... - uwielbiam te bezpośrednią szczerość.. Chociaż to lepiej, że powiedział mi to w prost, a nie wymyślal jakieś bajeczki.

- No jasne... - mruknełam cicho, a łzy ponownie zaczeły spływać po moich policzkach. - Przepraszam, że cię obudziłam i... Dzięki za szczerość... - chłopak już nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Mocno wtuliłam się w jego umięśnione ramiona. Po chwili odsunełam się od niego i oznajmiłam, że muszę wracać, jednak on ku mojemu ogromnemu zdziwieniu zaproponował, abym została z nim, o ile wtedy nie będe płakać i lepiej się poczuję. Oczywiście na początku byłam po prostu na nie, ale... Po dłuższych namowach się zgodziłam.

Tak, zgodziłam się. Razem z Ashtonem położyliśmy się na jego łóżku. Od razu odwróciłam się do niego plecami, jednak ten mimo to mnie przytulił. Zaskoczyło mnie to, nie powiem, że do końca pozytywnie. Nie wiedziałm, co on chciał. Odwróciłam się przodem do niego i położyłam dłonie na jego torsie z zamiarem ewentualnego odepchania go, jednak to nie było potrzebne, gdyż kiedy pocałował mnie w policzek, poczułam to, czego tak naprawdę dosyć dawno nie czułam... Poczułam się bezpieczna w czyiś ramionach. Uśmiechnełam się sama do siebie. Wtedy już spokojnie zasnełam.

Tak... Tak właśnie skończył się drugi dzień.


________


Cześć! :) Rozdział dodałabym wcześniej, ale w niedzielę zablokowałam iPada, na którym miałam zapisane kilka rozdziałów, a jedynym sposobem, aby go odblokować był kompletny reset.. :( Niestety poszły wszystkie notatki, bo wcześniej nie zrobiłam kopii zapasowej. Mam nauczkę na następny raz. Więc ten rozdział był pisany za odpowiednią motywacją <3
Mam nadzieje, że rozdział Wam się spodobał i liczę na komentarze z Waszej strony :)

~ Cat.